Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Lista lektur

08.05.2024 15:44
Iselor
1
Iselor
27
Generał

Lista lektur

Bukary

Nie chcę robić bałaganu w wiadomym wątku.

Ależ wolno. I trzeba. Usuwając niemal wszystko poza rzeczami, które okażą się przydatne jako konteksty przy omawianiu wybranych utworów z późniejszych epok. (Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co jest teraz w kanonie lektur np. w zakresie średniowiecza?).

A co jest ? Liceum skończyłem w 2006, pewnie coś się zmieniło.
Mi idzie bardziej o starożytność. Sofokles za moich czasów był lekturą i to jest kanon kultury europejskiej. Podobnie "Mitologia", niech już będzie ten Parandowski. Na tym opiera się cały okcydent. Problem mam większy z Biblią, bo uważam że fragmenty znać trzeba by rozumieć konteksty, wiadomo że mało kto nie uśnie przy lekturze gdyby czytać od deski do deski.

I Żeromskiego, i Orzeszkową należy grzecznie pożegnać. BTW, nie znam żadnego ucznia, który zachwycałby się Orzeszkową czy Żeromskim. Uczniowie rzadko się zachwycają nawet takimi książkami, jak "Mistrz i Małgorzata" (a to lektura, którą zdecydowanie najczęściej wymieniają wśród tych "znośnych").

Żona uwielbia Orzeszkową, znaczy "Nad Niemnem". ja dobrze wspominam "Ludzi bezdomnych". "Mistrz i Małgorzata" to najlepsze (lub jedno z najlepszych) co powstało w literaturze XX wieku, jak się nie podoba większości "Zetek" to znaczy że dziwaczne jest to pokolenie.

Nauczyciele razem z uczniami. Na podstawie aktualnych potrzeb (i możliwości uczniów).

No i co będą omawiać? Rodzine Monet czy inny bełkot romantasy?

A przedmiot "język polski" to nie jest przedmiot "historia literatury"

Praktycznie tym jest od dawna, przynajmniej w liceum. I dobrze.

Co więcej, wśród "lektur" powinno się znaleźć miejsce dla komiksów, filmów, seriali, książek popularnonaukowych, publicystyki itd. Trzonem powinny być teksty kultury z XX i XXI wieku (obudowane kontekstami).

Tu się zgadzamy.

08.05.2024 16:22
Bukary
2
8
odpowiedz
4 odpowiedzi
Bukary
223
Legend

I dobrze.

Dlaczego dobrze?

Przedmiot "język polski" (jak sama nazwa wskazuje) powinien przede wszystkim przygotować ucznia do sprawnego, umiejętnego posługiwania się polszczyzną w różnych sytuacjach komunikacyjnych. Teraz nie ma na to czasu, bo trzeba czytać (a raczej: "omawiać na zajęciach fragmenty", bo uczniowie i tak całych ramotek nie czytają) praktycznie milion bezsensownych (z punktu widzenia nastolatka, a nie historyka) tekstów, które na dodatek przeszkadzają w wykształceniu odpowiednich umiejętności językowych, ponieważ opierają się zazwyczaj na anachronicznym, niezrozumiałym i bezużytecznym dziś rejestrze polszczyzny.

Jaki pożytek (dla nastolatka) z czytania tzw. "klasyki" z np. XVI wieku? I to w takiej liczbie! Pamiętasz np. (bez sprawdzania w Sieci), czy Iketaon był demagogiem, czy też retorem? Może zostawmy historię literatury dla historyków literatury i studentów, a w szkole zajmijmy się jednak praktycznymi umiejętnościami w zakresie tworzenia i odbioru tekstów kultury. Uczniowie powinni poprawnie pisać, mówić i czytać ze zrozumieniem (dosłownych i niedosłownych sensów). Aby kształcić tego rodzaju umiejętności, nie trzeba ograniczać się do jakiegoś (upolitycznionego) kanonu i nie trzeba czytać sonetów Mikołaja Sępa Szarzyńskiego.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-08 16:25:34
08.05.2024 16:22
Bukary
2
8
odpowiedz
4 odpowiedzi
Bukary
223
Legend

I dobrze.

Dlaczego dobrze?

Przedmiot "język polski" (jak sama nazwa wskazuje) powinien przede wszystkim przygotować ucznia do sprawnego, umiejętnego posługiwania się polszczyzną w różnych sytuacjach komunikacyjnych. Teraz nie ma na to czasu, bo trzeba czytać (a raczej: "omawiać na zajęciach fragmenty", bo uczniowie i tak całych ramotek nie czytają) praktycznie milion bezsensownych (z punktu widzenia nastolatka, a nie historyka) tekstów, które na dodatek przeszkadzają w wykształceniu odpowiednich umiejętności językowych, ponieważ opierają się zazwyczaj na anachronicznym, niezrozumiałym i bezużytecznym dziś rejestrze polszczyzny.

Jaki pożytek (dla nastolatka) z czytania tzw. "klasyki" z np. XVI wieku? I to w takiej liczbie! Pamiętasz np. (bez sprawdzania w Sieci), czy Iketaon był demagogiem, czy też retorem? Może zostawmy historię literatury dla historyków literatury i studentów, a w szkole zajmijmy się jednak praktycznymi umiejętnościami w zakresie tworzenia i odbioru tekstów kultury. Uczniowie powinni poprawnie pisać, mówić i czytać ze zrozumieniem (dosłownych i niedosłownych sensów). Aby kształcić tego rodzaju umiejętności, nie trzeba ograniczać się do jakiegoś (upolitycznionego) kanonu i nie trzeba czytać sonetów Mikołaja Sępa Szarzyńskiego.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-08 16:25:34
08.05.2024 20:36
BartekTenMagik
2.1
BartekTenMagik
66
World Owner

Ten przedmiot polega głównie na znajomości przedawnionych lektur :/.

08.05.2024 20:45
Bukary
2.2
3
Bukary
223
Legend

Ten przedmiot polega głównie na znajomości przedawnionych lektur :/.

Pora to zmienić.

12.05.2024 06:30
best.nick.ever
2.3
1
best.nick.ever
125
Generał

Przedmiot "język polski" (jak sama nazwa wskazuje) powinien przede wszystkim przygotować ucznia do sprawnego, umiejętnego posługiwania się polszczyzną w różnych sytuacjach komunikacyjnych.

W punkt. Ludzie (wliczam też siebie) mają problem z ułożeniem kilku zdań, żeby w poprawny, jasny sposób napisać co myślą, co chcą przekazać. Z zazdrością patrzę na niektórych na tym forum jak ładnie posługują się językiem polskim.

13.05.2024 13:39
BartekTenMagik
2.4
BartekTenMagik
66
World Owner

Dałeś mi do myślenia swoją wypowiedzią. Siedzę teraz i się zastanawiam gdzie i czego się nauczyłem. Mam takie wrażenie, że po 6 klasie podstawówki moja edukacja szkolna wygasła na rzecz innych miejsc.
Jestem wdzięczny użytkownikom forum którzy brali udział w moim wychowaniu i rozwoju :P.
Niestety posługiwanie się językiem Polskim nie jest moją mocną stroną, chociaż może uda się to poprawić. :)

post wyedytowany przez BartekTenMagik 2024-05-13 13:42:30
08.05.2024 21:10
Zdzichsiu
3
3
odpowiedz
Zdzichsiu
135
Ziemniak

Że tak przekopiuję swój wcześniejszy post: moim zdaniem w podstawówce nie powinno być w ogóle listy lektur - niech dzieci z nauczycielem wspólnie ustalą, co lubią i chcą przeczytać, żeby wyrobić w nich umiejętności analizy utworu, argumentowania i pisania esejów na utworach, które znają i lubią. W szkole średniej powinien dopiero wejść język polski z omówieniem historycznym najważniejszych utworów polskich i światowych. I też powinno to polegać raczej na wybraniu przez każdego ucznia jednego z nich i napisaniu eseju na jego temat, aniżeli zmuszania żeby czytać wszystkie. Ludzie i tak tego nie robią i lecą z brykami (nauczyciele zresztą też, konstruując pytania). Dodawanie współczesnych książek/komiksów/gier do listy lektur nie ma sensu, bo podejście nauczycieli tylko je obrzydzi.

Czyli zachowanie klasyków w formie: uczeń wybiera jeden najbardziej go interesujący, czyta i przygotowuje esej na jego temat. Ktoś weźmie twojego Sofoklesa, ktoś inny Chłopów bo film fajny. W reszcie lektur popieram omawianie kontekstowe i multimedialne. Ja na przykład lata temu przeczytałem całą Boską Komedię po zagraniu w Dante's Inferno, a nie dlatego że nauczycielka kazała. Jak ktoś chce, to mógłby nawet omówić odniesienia do Biblii w Marvelu i byłoby to ciekawsze od wkuwania na pamięć, czyją córką była Zosia w Panu Tadeuszu.

post wyedytowany przez Zdzichsiu 2024-05-08 21:22:57
08.05.2024 22:05
mohenjodaro
😃
4
1
odpowiedz
mohenjodaro
110
na fundusz i prywatnie
Image

Kolega, który nie ma konta na GOL-u, ale przegląda forum

08.05.2024 22:14
Hayabusa
5
1
odpowiedz
Hayabusa
232
Tchale

Zanim przejdę do listy lektur i co IMO można z niej wywalić, ba czy w ogóle lista lektur ma sens jedna uwaga:
w liceum nasza polonistka miała genialne podejście do lektur. Otóż omówiliśmy TRZY z całej listy: Dekameron, Dziady część III oraz Mistrza i Małgorzatę.
Za to każde z omówień trwało od tygodnia z hakiem do trzech tygodni, z omawianiem, porównywaniem, wywracaniem na drugą stronę i naprawdę dogłębną analizą tekstu.
Takie podejście oznaczało, że zaliczyliśmy dogłębne omówienie lektur z trzech istotnych okresów, w taki sposób że dowolny tekst maturalny byliśmy w stanie rozłożyć na czynniki pierwsze bo jeśli ktoś raz analizował tekst dokładnie, z wyjaśnieniem wszystkiego - to potem każdy inny tekst lektury był banalny.

To powiedziawszy może warto zmienić podejście na takie, w którym lektury faktycznie są wybierane z minimalną ilością pozycji kwalifikowanych jako obowiązkowe a ważniejsze jest podejście problemowe?

08.05.2024 22:29
Bukary
6
3
odpowiedz
Bukary
223
Legend

Jeszcze jedno mi się rzuciło w oczy:

No i co będą omawiać? Rodzine Monet czy inny bełkot romantasy?

Dlaczego popadasz od razu w skrajności: albo "Pan Tadeusz", albo jakieś "romantasy"? A to już nie ma wartościowych książek, które powstały np. w XX czy XXI wieku i są ciekawsze (i bardziej aktualne) niż ramoty?

08.05.2024 22:45
elathir
7
odpowiedz
3 odpowiedzi
elathir
98
Czymże jest nuda?

I Żeromskiego, i Orzeszkową należy grzecznie pożegnać. BTW, nie znam żadnego ucznia, który zachwycałby się Orzeszkową czy Żeromskim.

Aż mi się czasy szkolne przypomniały. Ogólnie uwielbiałem czytać, nawet starałem się czytać lektury ale ani Nad Niemnem a ani niż Żeromskiego (jego to w ogóle chyba 2 czy 3 lektury były w kanonie wtedy) nie zmęczyłem. Za to naprawdę polubiłem wtedy Prusa (i Lalkę i Faraona). Odnoszę wrażenie, że to chyba pierwszy pisarz Polski z w miarę nowoczesnym piórem i dający się czytać.

Za to żywiłem szczerą nienawiść do Sienkiewicza, ale to wynikało akurat z faktu, że pasjonowałem się historią, poloniści zachwycali się niby to oddaniem realiów przez Sienkiewicza a tymczasem facet tak kaleczył historie, że głowa mała.

No i para Mickiewicz - Słowacki. Ogarnąłem dopiero później jak pić zacząłem, tego nie powinno się omawiać na trzeźwo bo i na trzeźwo nie było to pisane.

A tak z tego co bym do kanonu dodał zamiast starszych lektur to Zajdla, liczne zalety:
1) krótkie, zarówno opowiadania jak i książki, więc nie będzie problemu jak z kobyłami, że w natłoku innych przedmiotów uczniowie nie mają na nie czasu
2) bogate dość literacko bo pisał o komunie tak by cenzura się nie zorientowała, ze to robi, ale nie tylko bo mamy tutaj również analizę innych społecznych fenomenów nie wprost. Świetne teksty do interpretacji.
3) język w miarę współczesny, nie do końca ale nie na tyle by była to bariera
4) same książki są naprawdę ciekawe

Jeżeli chodzi o rzeczy ciekawe literacko, to można uderzyć w któreś z opowiadań Dukaja, np. Linia oporu. No i myślę, że do młodzieży naprawdę trafi pod względem treści a i literacko forma jest ciekawa.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-08 22:46:51
08.05.2024 23:00
Bukary
7.1
Bukary
223
Legend
Image

Zajdel raczej na tak, Dukaja bym wziął "Po piśmie" we fragmentach (proza tego autora jest za trudna dla większości licealistów, teraz nie mogą zmęczyć obowiązkowej "Katedry").

W ogóle dobre utwory z gatunki sci-fi czy fantasy to byłby świetny materiał do omawiania na zajęciach (np. "Kwestia sumienia" zamiast "Antygony", "Dzienniki gwiazdowe" zamiast powiastek oświeceniowych, intertekstualność na przykładzie "Wiedźmina", fragmenty "Gry o tron" zamiast wątku Radziwiłłów w "Potopie" itd.).

BTW, to wszystko było w "późnym" gimnazjum, które PiS wywalił przez okno. "Klasyka" fantastyki (Lem, Huxley, Dick, Sapkowski itd.) widniała w spisie treści podręczników. Nauczyciele mieli prawo sięgać po wiele książek z XX i XXI wieku.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-08 23:16:45
08.05.2024 23:35
Hayabusa
7.2
Hayabusa
232
Tchale

Z rzeczy które IMO można by wykorzystać na lekcji jeśli ocieramy się o SF to zdecydowanie "Kajaj się Arlekinie! powiedział Tiktak" Harlaama Ellisona.

Albo - ale to już mocno osobisty wybór jako podkładka pod omówienie kwestii autentyczności i metaanalizy tekstu - "Na scenę wkracza żołnierz. Po nim wkracza drugi" Roberta Silververga.

Ewentualnie Dick, tutaj wybór jest naprawdę duuuuuuuży.

09.05.2024 09:19
elathir
7.3
elathir
98
Czymże jest nuda?

proza tego autora jest za trudna dla większości licealistów, teraz nie mogą zmęczyć obowiązkowej "Katedry"

Stąd właśnie pomysł an Linie oporu, nie wiem czy czytałeś ale ma trochę nietypową formę inspirowaną tym jak młodzież się komunikuje w sieci. Są fragmenty bardziej opisowe ale inspirowane typowym fantasy. To nie styl Lodu, Króla Bólu czy innych jego treści, które dla większości licealistów faktycznie będą zdecydowanie za ciężkie.

Poniżej fragment.

Spóźnił się na uroczystość, dziecko mu choruje, zostawił w domu ze ślubną. Andrzejek, kuzyn, żywy powidok dzieciństwa.
Paweł pamięta. Andrzej pamięta. Uśmiechają się przez próg, full access hearts.
Graba.
Graba.
Kopę lat.
Ano.
W rzeczywistości (w gnoju) widzieli się parę miesięcy temu, w Boże Narodzenie.
Kuzyn, ale jak brat. Jeszcze gdy seplenili: kusyn, kusyn, kusynek. Pozostał na życie – ten jeden kuzyn między kuzynami – brat, który nie ma brata. Ongi logował się jako Qqsyn. (…)
Andrzej pozostał tutaj, a Paweł poszedł z duchem. Andrzej się ożenił, spłodził dzieci, artysta biolo; Paweł – nic z tego nie rozumie. (Rozumiał, ale zapomniał).
Usiedli na drewnianej werandzie, żarówka kołysze się pod blaszanym kloszem, wczesnowiosenna ciemność przypływa i odpływa, grają owady, dzwoni łańcuch psa. Po drugiej stronie szosy ktoś próbuje zapalić rzężący grat.
Chłodno, więc gorące kakao. Popijając, skubią z porcelanowych talerzyków ostatnie kawałki Michałowego tortu. Paweł rozmazaną oblewą czekoladową maluje na swoim talerzyku bajkowe pokraki.
(Dialogi). Jak w domu? W domu jak w domu. Wszyscy włażą sobie na głowy. A ty – w czym się pławisz? E tam. Mam już potąd. Ale czego, pieniędzy, ruchu, życia miastowego, gejdżu szalonego? Jakie przygody, opowiadaj!
Żadne przygody. Nie ma co opowiadać. Nic się nie dzieje. Zero fabuły. Ot, przypadki życiowe, obroty kalendarza. Dzień, dzień, dzień, dzień, dzień, dzień, dzień.
Czemu taki przypłaszczony? Stało się coś? Nie wiem, Andrzej, to banał, są takie terminarze życia, dla kobiet i dla mężczyzn: tyle a tyle lat i musisz przestawić zwrotnice, bo inaczej wylądujesz gdzieś na egzystencjalnym ugorze. Kotki wygejdżowują sobie hormony macierzyństwa, faceci – mid-life crisis. Mam to rozpisane, krok po kroku, disco proteo.

Chłopie, co ty gadasz, ile ty, ile my mamy lat, szczeniaki jesteśmy.
I co z tego. Czuję tę smycz, obrożę na karku.
Smycz?
Liczę bezustannie. Już długa na prawie dwa lata.
Wisi nad tobą kredyt?
Paweł patrzy na Qqsyna jak na wariata.
Rzuca mu w duchu wizuale, co za faux pas, Qqsyn jest bezduchny jak reszta wieśniaków.
Ech. Wszystko na odwrót, Kuku. Jeszcze parę latek i ta smycz będzie dłuższa niż przewidywany czas mojego życia. Zostanę wyzwolony przez wolny kapitał. Potem już tylko luksus rentiera.
Teraz to Qqsyn ujrzał idiotę.
Alleluja i chwalmy Pana! Każdy by tak chciał.
Wisi tu między nimi szara zasłona, folia nieprzepuszczalna. Przelatują ćmy i komary, ale nie przelecą myśli.
Paweł napiera mimo wszystko.
Kuku, to nie tak, nie tak.
Wałęsa mode: Nie o takje luksusy walczyliśmy.
Wolałbyś na odwrót?
Praca to luksus.
Zdefiniuj pracę.
Praca, czyli to, co robisz, żeby mieć pieniądze na życie.
Nie. Na życie masz pieniądze zawsze.
(Wiem, że nie rozumiesz. Przyjmij na wiarę).
No więc poprawka. Praca, czyli to, co robisz, żeby mieć pieniądze na luksusy.
Ale praca to luksus.
Kogo „stać” na pracę?
Zobacz, jak się teraz zapętla w głowie:
Etyka pracy – nie ma czegoś takiego. Metafizyka pracy – nie ma czegoś takiego. Uczciwa zapłata za pracę – zasługuje robotnik na swoją zapłatę! – nie ma czegoś takiego.
W ostatecznym rozrachunku praca jest zapłatą za pracę.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 09:22:20
08.05.2024 22:55
Wrzesień
👍
8
odpowiedz
Wrzesień
59
Stay Woke

Jedyna lektura, którą warto przeczytać to "Dzieci z Bullerbyn".

08.05.2024 23:02
Darat
9
odpowiedz
3 odpowiedzi
Darat
140
Another dude

Via Tenor

Farewell, miss Iza, farewell

08.05.2024 23:06
Bukary
😜
9.1
Bukary
223
Legend

"Lalkę" bym może zostawił, bo jest wyjątkowo aktualna, w miarę przystępna i pozwala na przedyskutowanie miliona spraw i problemów. Na sensowną rozmowę o tej książce potrzeba jednak w szkole jakiegoś miesiąca.

08.05.2024 23:11
Darat
9.2
Darat
140
Another dude

Pełna zgoda. W idealnym świecie, nasze szkolnictwo powinno zostać poddane gruntownej reformie (sama lista lektur nie wystarczy) - mniejsze klasy, nowoczesny program oraz metody uczenia się.

Jak zwykle jednak na edukację, będzie brakować pieniędzy ... co moim zdaniem, jest z jednej strony dziwne (biorąc pod uwagę zamiłowanie do historii, w szczególności środowisk prawicowych), natomiast z drugiej, jest zrozumiałe (wszystko robione na pokaz). Jeśli chcemy aby nasze państwo się rozwijało to nie ma innego wyboru jak poważna inwestycja w kapitał ludzki (uczniowie jak i nauczyciele). Nie możemy ciągle kierować kosztów na ludzi oraz oczekiwać, jako społeczeństwo, owoców.

spoiler start

A cytacik zamieściłem, gdyż jest on moim ulubionym :P

spoiler stop

post wyedytowany przez Darat 2024-05-08 23:16:48
08.05.2024 23:31
Irek22
9.3
Irek22
155
Legend

"Lalka" to jest jedyna gruba lektura szkolna, którą przeczytałem w całości, bo naprawdę mi się podobała. I choć napisana pod koniec XIX w., to pod koniec XX w. zaskakująco dobrze mi się ją czytało pod względem formy. Ponadto autentycznie czułem w niej klimat końca XIX w.
Natomiast przez żadne grube dzieło Sienkiewicza nie byłem w stanie przebrnąć do końca i prędzej czy później je zostawiałem, uciekając się do pomocy różnorakich bryków.
O Orzeszkowej, Reymoncie czy Żeromskim nawet nie wspominam, bo dla mnie to była katorga (Sienkiewicz chociaż pisał książki o fajnych z mojego punktu widzenia okresach historycznych).

08.05.2024 23:58
10
odpowiedz
The Sleeping Prophet
1
Pretorianin

Lektury z j.p. to tragedia.

08.05.2024 23:58
Flynn
11
odpowiedz
1 odpowiedź
Flynn
3
Pretorianin

Kanon ma swoje wady, takie jak nadreprezentacja romantyzmu, bezrefleksyjne powielanie narodowej mitomanii, kult ofiary i przesycenie polskością, ale jest całkiem nieźle dobrany (poza nielicznymi przykładami). Większość pomyj wylewana na lektury ma korzenie w niefortunnie prowadzonej dydaktyce, która te w wielu przypadkach arcydzieła literatury obrzydziła, bo nie była w stanie pomóc uczniom podejść do nich z odpowiedniej strony. I nie jest to kwestia "jedynej słusznej interpretacji", a bardziej ujęcie sprawy tak, aby uczeń wiedział, że ma do czynienia z naprawdę wartościowym tytułem. Co nie jest proste, o czym przekonują się ludzie doceniający lektury po latach. I tak, "Nad Niemnem" również jest świetną, choć żmudną i wymagającą pozycją.

09.05.2024 09:51
Bukary
11.1
Bukary
223
Legend

Sporo właśnie mitów w twojej wypowiedzi.

nadreprezentacja romantyzmu

Liczba lektur z romantyzmu nie jest szczególnie większa niż lektur np. z pozytywizmu (a do tego dramaty romantyczne są krótsze niż wielkie powieści). Chodzi o to, że omawia się je najdłużej, ponieważ są dla współczesnej młodzieży "ciężkie". Żeby zrozumieć dramaty romantyczne (a nie tylko pitolić o jakimś męczeństwie i bohaterstwie), potrzeba obszernej wiedzy kontekstowej (biograficznej, historycznej, filozoficznej, religijnej, intertekstualnej itp.). I potrzeba czasu.

bezrefleksyjne powielanie narodowej mitomani

W kanonie znajdziesz wiele utworów, które demaskują narodową mitomanię, m.in. "Kordiana" (polemika z solidaryzmem narodowym, mitem wieszcza, poezją tyrtejską, romantycznym indywidualizmem itd.), "Grób Agamemnona" (Polska - "pawiem i papugą", Polacy nie dorastają do pięt Spartanom itp.), "Lalkę" (różne problemy Polaków: antysemityzm, klasizm, bezsensowny heroizm w powstaniu styczniowym, kpiny z emancypacji, pogarda dla nauki, kult Napoleona itp.), "Wesele" (dekonstrukcja najważniejszych mitów narodowych: racławickiego, solidaryzmu, przewodniej roli inteligencji itd.), "Ferdydurke" (kpina ze szkoły typu pruskiego, kultu autorytetów, szlachetności tradycji itd.).

ale jest całkiem nieźle dobrany

Może był. Ale nie jest. I dlatego nikt tego nie czyta (o czym pisał już sam Gombrowicz sto lat temu).

a bardziej ujęcie sprawy tak, aby uczeń wiedział, że ma do czynienia z naprawdę wartościowym tytułem

Daj spokój, bo mi się przypomina: "Słowacki wielkim poetą był". Każdą lekturę przerabiam tak, żeby zwrócić szczególną uwagę na jej uniwersalizm i aktualność. Odnoszę stare problemy do dzisiejszych sytuacji (np. "Antygona" w kontekście strajku kobiet albo problemów z walką o "katyńską" prawdę historyczną po II wojnie światowej). Niewiele to daje. To są teksty, które uczniów (w szkole średniej) już nie porwą. A te same problemy można omawiać za pomocą utworów znacznie dla nich ciekawszych i bardziej aktualnych.

I tak, "Nad Niemnem" również jest świetną, choć żmudną i wymagającą pozycją.

W szkole nie ma czasu na czytanie tego rodzaju książek. Zresztą nie widzę powodów, dla których uczniowie mieliby się doktoryzować z historii literatury, skoro ledwo po polsku piszą i mówią. Mamy teraz znacznie ważniejsze problemy do rozwiązania niż jakość deskryptywności albo historia dwóch mogił u Orzeszkowej.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 10:09:40
09.05.2024 00:04
papież Flo IV
📄
12
odpowiedz
papież Flo IV
84
Prymas Polski

No taka swoboda w nauczaniu i doborze lektur na pewno zrewolucjonizowałaby ten przedmiot. Bo rzeczywiście w szkole średniej to się powinno nazywać historią literatury, choć nawet mi się to podobało, że wszystko tam miało swój chronologiczny porządek prawie jak na zwykłej historii.
Pytanie tylko czy sami nauczyciele są gotowi na zmiany. Bo pewnie stare i mało kreatywne śrupy, które rzadko kiedy wychodzą poza schemat nie przeżyłyby takich zmian i wszystko zostało by u nich po staremu, a wtedy różnice w efektywności nauczania byłyby dużo większe. A potem odbije się to na wynikach matury, w mediach okrzykną to winą Tuska, sondaże opozycji stonks, a potem powrót na białym koniu dawnego naczelnika i tak oto zataczamy koło:-P.
Dlatego tak ciepło wspominam język polski z podstawówki, oczywiście doceniam to dopiero po latach. Lektury były szczegółowo omawiane, dobrane typowo pod nas i wiele z nich powstało współcześnie przez co nie było problemów z czytaniem. No i sam podręcznik, od tekstów biblijnych po mitologię, od wierszy Miłosza po fragmenty komiksów z Tytusem. Nie dało się nie nudzić.
A później to ja nie wiem co się stało z tymi lekcjami i lekturami, czytając je czułem się jak przy ogrywaniu jakiegoś giernego klasyka z lat 90., niby legenda, którą trzeba szanować i znać, ale baw się dobrze przy jej ogrywaniu, no nie da rady.

09.05.2024 08:21
Irek22
13
odpowiedz
1 odpowiedź
Irek22
155
Legend

Bukary

Informacyjnie: przed chwilą w TOK FM była Lubnauer - cały wywiad poświęcony zmianom w edukacji, w tym lekturom.

09.05.2024 08:46
Bukary
13.1
Bukary
223
Legend

Chyba jeszcze nie wrzucili tej rozmowy na YouTube, a na stronie radia jest za paywallem. Ale jak będzie dostępna, chętnie posłucham i się odniosę.

09.05.2024 08:46
Herr Pietrus
14
odpowiedz
4 odpowiedzi
Herr Pietrus
225
Ficyt

Ja nie wymęczyłem tylko dwóch lektur w swoim szkolnym życiu. Jedna to Nad Niemnem - odpadłem po trzech stronach. Druga - O krasnoludkach i sierotce Marysi. Jaki to był dramat..

Wiadomo, średnio czytało mi się jeszcze kilka, choćby wszystko spod pióra Słowackiego.
Ale Sienkiewicza łyka się raczej szybko i przyjemnie, to przecież lekkie, rozrywkowe historical fiction

Generalnie myślę, że lektury to taki wierzchołek góry lodowej, i nawet wyrzucenie wszystkich niczego nie uzdrowi samo przez się.

Na pewno są w kanonie pozycje zbyt ciężkie do przyswojenia - czy to pod względem formy, czy zwyczajnie pod względem treści - tak w podstawówce, jak i w liceum.
Niektóre powinno się omówić we fragmentach, inne pominąć, bo IMHO do niektórych dzieł trzeba po prostu dorosnąć - i nie chodzi tu nawet o zdobycie większej wiedzy, a raczej doświadczenia - albo, mówiąc wprost: o zestarzenie się. :)

Niemniej jednak brandzlowanie się nad listą lektur samą w sobie faktycznie pokazuje poziom polskiej edukacji oraz poziom zarządzających nią, tak polityków, jak i ekspertów.
To powinna być najprostsza rzecz do ustalenia.

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-09 09:20:56
09.05.2024 09:34
Bukary
14.1
1
Bukary
223
Legend

Ale Sienkiewicza łyka się raczej szybko i przyjemnie, to przecież lekkie, rozrywkowe historical fiction.

No i tu wychodzi boomerstwo. ;)

Bo widzisz: mnie się łyka, tobie się łyka, ale młodzieży się nie łyka. "Potop" to dla nich najgorsza pozycja na liście lektur. Gorsi są chyba tylko "Krzyżacy". (Potwierdza to moja córka, która pochłania trudne książki z wyższej półki, ale przez Sienkiewicza nie potrafiła przebrnąć). Czytają i nic nie rozumieją. Żeby cokolwiek zrozumieć, to muszą czytać sarmacką stylizację w żółwim tempie. A biorąc pod uwagę liczbę lektur w szkole, na przeczytanie "Potopu" mają jakieś 2-3 tygodnie (w praktyce 2 weekendy, bo dłuższe czytanie w tygodniu szkolnym to raczej mrzonka).

Konkluzja: po prostu czytają streszczenie. Bo żeby zdać maturę, wystarczy streszczenie. I błędne koło się zamyka: im "wspanialsza klasyka" na liście lektur i im więcej tejże "klasyki", tym mniej uczniowie czytają (w ogóle).

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 10:00:44
09.05.2024 10:40
Iselor
14.2
Iselor
27
Generał

Konkluzja: po prostu czytają streszczenie. Bo żeby zdać maturę, wystarczy streszczenie. I błędne koło się zamyka: im "wspanialsza klasyka" na liście lektur i im więcej tejże "klasyki", tym mniej uczniowie czytają (w ogóle).

To mnie przeraża.

09.05.2024 11:53
Herr Pietrus
14.3
Herr Pietrus
225
Ficyt

He he he, pewnie masz rację z tym boomerstwem. No, ale przecież o wiele łatwiej czyta się płynnego i do bólu doslownego Sienkiewicza niż choćby cytowanego wyżej Dukaja :)

09.05.2024 12:13
Bukary
14.4
Bukary
223
Legend

o wiele łatwiej czyta się płynnego i do bólu doslownego Sienkiewicza niż choćby cytowanego wyżej Dukaja

Dlatego, jak pisałem, ani Dukaja, ani Sienkiewicza bym uczniom (wszystkim) nie proponował. To autorzy dla niektórych.

09.05.2024 09:02
Iselor
15
odpowiedz
4 odpowiedzi
Iselor
27
Generał

Kolega, który nie ma konta na GOL-u, ale przegląda forum

Jeżeli kolega pyta co czyta "zielona morda" to możesz mu powiedzieć że jako bibliotekarz czyta dużo różnych rzeczy i podesłać mu link:

https://lubimyczytac.pl/profil/9502/iselor/biblioteczka/lista

Ja sobie zdaję sprawę Bukary że system edukacji wymaga reformy, matura wymaga reformy i lista lektur także. Natomiast będę bronił rękami i zębami by jednak omawiać lektury chronologicznie, ALE z "przerwami" na literaturę powojenną/współczesną (czyli jedziemy od starożytności ale gdzieś tam między Sofoklesem a Biblią wciśnijmy "Hobbita", Tokarczuk czy Orwella żeby było ciekawiej, a wiem też jak wygląda czas omawiania lektur i rzadko jest czas na omawianie literatury współczesnej).
Osobiście uwielbiam tak "Lalkę" jak i Sienkiewicza, zdecydowanie preferuję Mickiewicza nad Słowackiego ALE moja styczność z nimi miała miejsce wiele lat temu, teraz może inaczej bym do tego podszedł. Kompletnie za to nie trawię Reymonta, Żeromskiego w sumie też nie poza "Ludźmi bezdomnymi" którzy jakoś mi podeszli. Z klasyków nie trawię Gogola (chyba nie ma go na liście), ze współczesnych odbijam się od Dukaja.

Co bym zostawił:
Jan Brzechwa, "Akademia Pana Kleksa";
Janusz Christa, "Kajko i Kokosz. Szkoła latania (komiks)";
Clive Staples Lewis, "Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa";
Ferenc Molnár, "Chłopcy z Placu Broni";
John Ronald Reuel Tolkien, "Hobbit, czyli tam i z powrotem".
René Goscinny, Jean-Jacques Sempé, "Mikołajek" (wybór opowiadań)
Ignacy Krasicki, wybrane bajki
Henryk Sienkiewicz, "W pustyni i w puszczy", "Potop"
Mity greckie
Biblia: stworzenie świata i człowieka oraz wybrane przypowieści ewangeliczne, w tym o talentach, o miłosiernym Samarytaninie;
wybrane podania i legendy polskie, w tym o Lechu, o Piaście, o Kraku i Wandzie;
wybrane baśnie polskie i europejskie, w tym: "Kopciuszek" Charlesa Perraulta, "Bajka o rybaku i rybce" Aleksandra Puszkina
wybrane wiersze Jana Brzechwy, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Anny Kamieńskiej, Joanny Kulmowej, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Leopolda Staffa, Juliana Tuwima, Jana Twardowskiego.
Charles Dickens, "Opowieść wigilijna";
Aleksander Fredro, "Zemsta";
Aleksander Kamiński, "Kamienie na szaniec";
Adam Mickiewicz, "Dziady część II";
Antoine de Saint-Exupéry, "Mały Książę";
Juliusz Słowacki, "Balladyna".
Jan Kochanowski, "Treny" (jako cykl poetycki)
Szekspir ("Hamlet", "Romeo i Julia", "Makbet")
Franz Kafka, "Proces"
Goethe "Faust" + najlepiej zaraz po nim Michaił Bułhakow, "Mistrz i Małgorzata"
Stanisław Ignacy Witkiewicz, "Szewcy"
Żeromski "Ludzie bezdomni"

post wyedytowany przez Iselor 2024-05-09 09:03:18
09.05.2024 09:23
Zdzichsiu
15.1
1
Zdzichsiu
135
Ziemniak

Jakiś argument po co omawiać te książki chronologicznie? Jakbym uczył groznawstwa, to absolutnie nie kazałbym ogrywać po kolei gier od Ponga przez Atari 2600, ZX Spectrum i skończył na PS2, bo na 3 i 4 już czasu nie ma.

09.05.2024 09:38
Iselor
15.2
Iselor
27
Generał

Chodzi o konteksty kulturowe, to co nowsze czerpało z tego co stare. Tak w WIELKIM skrócie.

09.05.2024 10:34
Zdzichsiu
15.3
Zdzichsiu
135
Ziemniak

No właśnie konteksty kulturowe poznaje się poprzez omawianie kontekstowe, a nie chronologiczne. Nie trzeba czytać po kolei Eposu o Gilgameszu, Enuma Elisz, Biblii, mitów greckich i tak dalej.

09.05.2024 11:03
Lindil
15.4
Lindil
250
Lumpenliberał

Iselor
Moim zdaniem robisz podstawowy błąd. Wydaje mi się że jesteśmy rówieśnikami, więc nasz jezyk polski w LO był pewnie bardzo podobny. Przeczytałeś wszystko i czujesz się wykształcony. Super, ja też (poza "Nad Niemnem", odpadłem po trzech stronach jak elathir). Tylko co z tego? Ja po prostu miałem do tego talent i mi się generalnie podobało. Czego nie można powiedzieć o 80% klasy i zapewne 90% ogólnych rówieśników. Żeby nie wspominać o pokoleniu Z.
Jeśli chcesz, żeby statystyczny uczeń czytał i lubił to co ty w liceum, to równie dobrze możesz wymagać aby spędzał na treningu tyle czasu, co zawodnicy juniorów klubów z ekstraklasy.

09.05.2024 09:40
elathir
16
odpowiedz
elathir
98
Czymże jest nuda?

No właśnie dotarło do mnie, ze jednym z największym problemów przy omawianiu lektur jest omawianie ich chronologicznie. To nie ma sensu, bo w rezultacie trudniejsze w odbiorze działa omawia się będąc młodszym.
Ktoś możne pisać o kontekstach kulturowych (edit. widzę, ze Iselor wspomniał) ale nie są one aż tak kluczowe jak się może zdawać, zwłaszcza, że część z nich jest oczywista w naszej kulturze, od młodzież je zrozumie nie znając ich pochodzenia, a jak nie załapie to zawsze w trakcie omawiania można o nich wspomnieć.

W ogóle bym widział to tak:
Podstawówka - nic starszego niż druga połowa XIX wieku w formie pisanej a im bliżej obecnej daty tym lepiej. Dramaty i komedie to się powinno w teatrze oglądać a nie czytać i jak najbardziej można obejrzeć Moliera, Fredrę czy Szekspira itd. ale obejrzeć właśnie.

Historia literatury to szkoła średnia i powiedzmy jeden rok w LO na to poświęcić na starożytność, średniowiecze, renesans i romantyzm. Po jednym dziele z epoki (też nie jakieś kobyły, takie Dziady przykładowo są w sam raz) + fragmenty innych. Wystarczy by się młodzież orientowała w temacie. Pozostałe 3 lata (w zawodówkach w ogóle ten wątek olać w technikach może być) poświecić na współczesne dzieła ale przede wszystkim umiejętność tworzenia tekstów.

Dodatkowo kosztem lektur literackich wrzuciłby lektury użytkowe, w sensie analizę i zrozumienie umowy z bankiem, analizę i zrozumienie tekstu technicznego itd. Oraz umiejętności tworzenia profesjonalnych tekstów.

Tak wiec na przykładzie LO:
1 klasa - teksty współczesne, ewentualnie druga połowa XIX wieku
2 klasa - historia literatury
3 klasa - teksty użytkowe
4 klasa - znowu współczesne

I jeszcze raz, sprawa kluczowa, Moliera, Fredrę, Szekspira, Sofoklesa i w ogóle każdy dramat czy komedię to się ogląda. Te dzieła to scenariusze teatralne i z taką myślą powstawały a nie książki do czytania.

No i wywalić te kobyły o niczym, mogę być fragmenty, jak Orzeszkowa czy Żeromski. Te książki naprawdę nic nie wnoszą, ani literacko bardzo ciekawe ani pod względem treści wyjątkowe. Sorki ale osoby zachwycające się opisami natury u Orzeszkowej nie czytały chyba nic współczesnego, na wtedy one były wyjątkowe ale z dzisiejszego punktu widzenia nic nadzwyczajnego. Więc warto wspomnieć, ze Orzeszkowa byłą tutaj pionierką i wskazać krótki fragment, ale czytanie całej książki nie ma sensu. Podobnie z Żeromskim, ja wiem pozytywizm, jak wiem zabory, ale taka Lalka jest ciekawsze, lepiej napisana i przyjemniejsza w czytaniu + aktualniejsza w części treści i do omówienia pozytywizmu nada się lepiej przez to. I tak naprawdę tyle wystarczy z tego okresu, ewentualnie można omówić Sienkiewicza w formie filmowej, bo ekranizacje są nie najgorsze.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 09:51:19
09.05.2024 10:14
Drackula
😉
17
odpowiedz
1 odpowiedź
Drackula
232
Bloody Rider

Ja bym jednak wolał aby o tym jak i czego uczyć nasze dzieci decydowali nauczyciele, nie bibliotekarze.

09.05.2024 10:20
Iselor
17.1
1
Iselor
27
Generał

Nie decyduję ja, nie decydują też w sumie nauczyciele tak do końca, a ministerstwo. A swoje dzieci będę zachęcał do lektury rzeczy ponadprogramowych, a także lektur szkolnych, które sam uważam za wartościowe.

09.05.2024 10:15
Bukary
18
1
odpowiedz
3 odpowiedzi
Bukary
223
Legend

IMHO wielu dyskutantom umyka sedno problemu: nie potrzeba nam już dziś narzucanej odgórnie przez urzędników, wąskiej listy lektur (bo ona zawsze będzie przesiąknięta ideologią i bieżącą polityką), potrzeba nam listy (aktualnych) problemów, do których nauczyciele powinni samodzielnie (czasem we współpracy z uczniami) dobierać lektury (ewentualnie z jakieś bardzo, bardzo obszernej listy obejmującej kilkaset czy nawet kilka tysięcy pozycji, żeby uniknąć jakichś skrajnych przejawów niekompetencji u pedagogów). Przy założeniu, że zdecydowana większość książek czytanych w szkole pochodzi z XX i XXI wieku.

Jak patrzę np. na listę Iselora, to załamuję ręce. Konia z rzędem temu, kto np. wyjaśni, jaki jest sens czytania podrzędnej komedyjki pt. "Zemsta" w szkole średniej (pamiętając o tym, że zabieramy w ten sposób bardzo ograniczone miejsce wielu innym, lepszym i bardziej wartościowym pozycjom). Albo dlaczego lepiej czytać II cz. "Dziadów" niż IV czy III? I po co "Balladyna", skoro jest "Makbet"? I tak dalej.

ZAORAĆ.

Teraz np. w szkole podstawowej uczniowie muszą obowiązkowo przeczytać całego (sic!) "Pana Tadeusza". Za skazywanie dzieci na tego rodzaju tortury osoby układające listę lektur powinny siedzieć. A jak pytam podopiecznych w pierwszej klasie liceum, czy przeczytali epos narodowy, to się uśmiechają z politowaniem. I wcale się nie dziwię. Co mądrzejsi nauczyciele wymagają tylko, żeby się zapoznali ze streszczeniem. W taki właśnie sposób zabija się w Polakach czytelnictwo.

Osoby układające "ambitne" listy lektur zapominają ponadto o tym, że chodzi o szkoły publiczne, a nie jakieś "elitarne" placówki dla złotej młodzieży. My tu mamy do czynienia z dziećmi, które nie potrafią czasem zdania po polsku sklecić. A połowa z nich ma różnego rodzaju opinie i orzeczenia o zaburzeniach dyslektycznych. Druga połowa - regularnie odwiedza psychologa (o ile szkoła takowego zatrudnia) ze względu na różne problemy (przemoc w szkole, w domu itp.). "Pan Tadeusz"? Wolne żarty. Chodzi o to, żeby uczniów ZACHĘCIĆ do czytania, a nie ZNIECHĘCIĆ.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 10:46:19
09.05.2024 10:46
Zdzichsiu
18.1
Zdzichsiu
135
Ziemniak

Zaorać dokładnie, przy czym nie popieram założenia, że książki czytane w szkole powinny pochodzić głównie z XX i XXI wieku. Jak jakiś uczeń chce sobie przeczytać coś z oświecenia i na podstawie tego omawiać problematykę, motywy i konteksty, to proszę bardzo, droga wolna. Ja np. bardzo lubię romantyzm i powieści gotyckie, więc chętniej czytałem je w szkole (no dobra, na liście lektur nie było żadnej powieści gotyckiej :D) niż narkotyczne wyrzuty Witkacego lub niestrawnego Gombrowicza. To nie powinna być lista kilku tysięcy lektur, tylko mapa motywów. I jak ktoś chce poznaćmotyw Jądra ciemności, to ma go w oryginalnej książce, Czasie apokalipsy lub Spec Ops: The Line.

post wyedytowany przez Zdzichsiu 2024-05-09 10:46:48
09.05.2024 10:48
Bukary
18.2
Bukary
223
Legend

Jak jakiś uczeń chce sobie przeczytać coś z oświecenia i na podstawie tego omawiać problematykę, motywy i konteksty, to proszę bardzo, droga wolna

Zgadzam się. Dlatego napisałem, że trzeba ustalać listę omawianych książek we współpracy z uczniami. Ale jeśli uczniowie niczego nie sugerują albo po prostu nie czują się (jeszcze) na siłach, żeby grzebać w staropolszczyźnie, wolałbym jednak, żeby zapoznawali się ze współczesnym językiem polskim.

09.05.2024 10:54
Iselor
18.3
Iselor
27
Generał

Teraz np. w szkole podstawowej uczniowie muszą obowiązkowo przeczytać całego (sic!) "Pana Tadeusza".

A nie, to jest akurat absurd. "Pana Tadeusza" to sam chyba nigdy nie zmęczyłem w całości i zamierzam. To nigdy, poza może fragmentami, nie powinna być lektura obowiązkowa na jakimkolwiek etapie szkolnictwa. Niech się tym bawią na filologii polskiej a kto chce przeczytać samemu prywatnie w domu to i tak przeczyta.

09.05.2024 11:10
19
odpowiedz
34 odpowiedzi
Ryokosha
79
Legend

A moim zdaniem powinno się zacząć od zaorania ale matur, bo są całkowicie bez sensu. Przy okazji zaorać listę lektur.
Dlaczego by nie zapędzić CKE żeby razem ze szkołami wyższymi nie zrobić egzaminów na studia? W szkołach średnich wprowadzić wybór przedmiotów poza podstawowymi: Polski, historia, matematyka, języki obce. Dorzucić do tego nauczanie blokami we współpracy z szkołami wyższymi.
Generalnie mamy kilka razy więcej magistrów niż potrzebuje gospodarka. Efekt: rzesza młodych ludzi po studiach którzy mogą się co najwyżej podetrzeć dyplomem (żartuje - dyplom ma za ostre krawędzie).

09.05.2024 11:20
Iselor
19.1
Iselor
27
Generał

A moim zdaniem powinno się zacząć od zaorania ale matur, bo są całkowicie bez sensu.

Nie.
- zamiast polski + matematyka + język zrobić 3 WYBRANE przedmioty przez ucznia + język
- zwiększyć próg z 30% do 51%

Dzięki temu ktoś może sobie wybrać geografia + historia + wos + angielski i olać polski i matmę bo mu do studiów są mniej potrzebne, ale jeśli to zda powyżej 51% to już "coś" znaczy.

09.05.2024 11:47
Bukary
19.2
Bukary
223
Legend

A moim zdaniem powinno się zacząć od zaorania ale matur, bo są całkowicie bez sensu. Przy okazji zaorać listę lektur.

Absolutnie się z tym zgadzam. W tym momencie jest TYLKO jeden walor matury: ułatwia rekrutację na studia. Ten egzamin nie ma żadnego sensu z dydaktycznego (i pomiarowego) punktu widzenia. Co więcej, jest szkodliwy, ponieważ w szkołach uczy się "pod egzamin", zamiast po prostu uczyć sensownych umiejętności. Doszło do absurdalnej sytuacji: o tym, jak wyglądają zajęcia, nie decydują podstawy programowe, tylko CKE.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 11:58:22
09.05.2024 11:52
Iselor
19.3
Iselor
27
Generał

Czyli co w zamian? Egzaminy wstępne na WSZYSTKIE uczelnie?

09.05.2024 11:56
Irek22
19.4
Irek22
155
Legend

Iselor [19.3]
Egzaminy wstępne na WSZYSTKIE uczelnie?

Zdecydowanie tak.

09.05.2024 12:04
Bukary
19.5
Bukary
223
Legend

Egzaminy wstępne na WSZYSTKIE uczelnie?

Tak, to dobre rozwiązanie, choć zazwyczaj nie chcą się na to zgodzić rodzice uczniów (wygodniej jest napisać maturę i starać się o rekrutację równocześnie na kilka uczelni). Niektórym ludziom wydaje się też, że matura jest bardziej "obiektywna", a to nie do końca prawda.

09.05.2024 12:05
Herr Pietrus
19.6
Herr Pietrus
225
Ficyt

Ten egzamin nie ma żadnego sensu z dydaktycznego (i pomiarowego) punktu widzenia.

Egazminy wstępne na studia, gdzie każda uczelnia wymagać będzie czegoś innego i w praktyce zamieni się to, jak dawniej, w taką pierwszą mini-sesję spod znaku "zakuć zdać zapomnieć" - zakuć tylko dla efektu w postaci dostania się na dany wydział - też nie będą mieć żadnego ogólnego dydaktycznego sensu, a jedynie czysto utylitarny.

Oczywiście możemy uznać ze taki trudniejszy i mniej przewidywalny egzamin lepiej pokaże wartość ucznia.

W sumie, patrząc na kształt matur i szkolnictwa, to byłby niezły argagamedon, mam wrażenie :D

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-09 12:15:40
09.05.2024 12:08
Bukary
19.7
2
Bukary
223
Legend

Egazminy wstępne na studia, gdzie każda uczelnia wymagać będzie czegoś innego i w praktyce zamieni się to, jak dawniej, w taką pierwsza mini-sesję spod znaku "zakuć zdać zapomnieć" - zakuć tylko dla efektu w postaci dostania się na dany wydział - też nie będą mieć żadnego ogólnego większego sensu.

Uczelnie niech sobie tak ustalą egzamin, żeby sprawdzać, czy kandydat się nadaje. Oczywiście w oparciu o to, czego się naucza w szkołach średnich (z wyjątkiem uczelni wymagających umiejętności artystycznych). Co w tym złego? Jeśli sprawdza się wiedzę i umiejętności wymagane na dalszych etapach nauki (na studiach), to nie będzie żadnego ZZZ. To samo dotyczy przecież pracy, o którą się staramy.

Studia NIE MUSZĄ I NIE POWINNY być dla wszystkich. To etap dla tych, którzy mają intelektualne możliwości i którym zależy.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 12:14:40
09.05.2024 12:14
elathir
19.8
2
elathir
98
Czymże jest nuda?

Tu się nie zgodzę. Problemy z egzaminami wstępnymi na studia są dość liczne:

1) dyskryminują uczniów spoza dużych miast. Dla nich te dojazdy są kłopotliwe. Dajmy na to mamy egzamin na 8, a więc uczeń musi o 5 rano dylać na PKS, potem na pociąg potem na tramwaj by być z wygodnym zapasem czasu. I tak kilka do kilkunastu razy razy (dajmy 3x per wydział bo egzamin z trzech przedmiotów na wejściu). Nie ma takich samych szans jak uczeń, który z domu wyjdzie o 8 i zdąży bez problemu.

2) i teraz zgaduj zgadula czego która uczelnia czy który wydział będzie wymagać bo różnice mogą być dość spore

3) ten sam stres ale kilka razy w dodatku w obcym środowisku

4) problem nakładających się terminów egzaminów

5) co z uczelniami zagranicznymi? Teraz da się zdać maturę w Polsce i studiować za granicą.

Co zyskujemy? Zamiast CKE podstawę będą dyktować komisje uniwersyteckie, plus od nauczycieli uczniowie i rodzice będą wymagać by wstrzelili się w jak najwięcej z nich. A więc to nie tak, ze jak matury zabraknie to nauczyciel będzie uczyć według uznania jak zrobić to najlepiej bo już wytyczne CKE nie wiszą mu nad głową. Będzie uczyć tak by pogodzić wymogi różnych egzaminów na różne uczelnie. Jedyny bonus jest taki, ze same uczelnie mogą stworzyć lepszej jakości egzaminy. Ale nie nastawiałbym się.

Idea egzaminów na uczelniach działała za komuny bo
a) ludzie studiowali na miejscu a nie w innych miastach
b) robiono co można by jak najmniej mieszkańców prowincji szło na studia

I tak, matura nie jest idealna, ma liczne wady, ale rozwiązanie alternatywne ma większość wad matury + liczne dodatkowe.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 12:20:19
09.05.2024 12:20
Bukary
19.9
Bukary
223
Legend

Elathir, to są (słusznie podnoszone) problemy logistyczno-techniczne, które trzeba rozwiązać. Ale zwróć uwagę na to, że obecny system maturalny generuje większe problemy, gdyż negatywnie wpływa na CAŁY, wieloletni proces kształcenia w szkołach.

W uproszczeniu: mamy tolerować fakt, że uczeń się nie nauczy przez cztery lata tego, co w życiu i w pracy potrzebne, z uwagi na to, że autobusy fatalnie kursują?

Co zaś do egzaminów na uczelnie, czyli rzekomej zgaduj-zgaduli: przecież dawniej było tak, że uczelnie podawały z wyprzedzeniem rocznym wymagania egzaminacyjne. Nie rozumiem więc, w czym tkwi problem.

co z uczelniami zagranicznymi? Teraz da się zdać maturę w Polsce i studiować za granicą.

W Szwecji nie ma matury. A Szwedzi studiują też za granicą. Można wprowadzić dobrowolny, dodatkowy egzamin państwowy, który sprawdza tzw. umiejętności akademickie. To zupełnie inne rozwiązanie niż powszechna matura.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 12:22:08
09.05.2024 12:21
elathir
19.10
1
elathir
98
Czymże jest nuda?

Ale dlaczego zakładasz, ze egzaminy na uczelnie rozwiążą problemy matury? Ot zmieni się źródło presji na nauczycieli.

Ot podawały, ale jak pamiętam to z zrozumieniem konkretnych wymagań różnie bywało bo te często były dość ogólnikowe.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 12:22:50
09.05.2024 12:22
Zdzichsiu
19.11
Zdzichsiu
135
Ziemniak

elathir
robiono co można by jak najmniej mieszkańców prowincji szło na studia
Było wręcz na odwrót, za komuny za bycie mieszkańcem wsi dostawało się dodatkowe punkty podczas egzaminu wstępnego.

Problem dojazdu można rozwiązać dobrodziejstwem internetu i prowadzić egzaminy zdalne. Niektóre wydziały już to robią na stopniu magisterskim. Również problem zakresu materiałów da się rozwiązać: uczelnia publikuje wszystkie teksty źródłowe i kryteria. Uczeń z rok przed skończeniem szkoły mógłby spokojnie to opracować i się nauczyć, jeśli jest to jego sfera zainteresowań. Co do stresu, sądzę że centralny charakter matury i kreowanie jej na najważniejszy egzamin w życiu wprowadza więcej stresu, niż czasem luźna rozmowa z naukowcem na komisji rekrutacyjnej.

09.05.2024 12:26
elathir
19.12
1
elathir
98
Czymże jest nuda?

Egzaminy zdalne mają problem z uczciwością i to duży. Egzamin magisterski to formalność, więc tutaj to nie problem bo selekcja jest na dopuszczeniu do tego egzaminu. No i ma inną formę, przecież to taka pogadanka w sumie z pytaniami do pracy + jakimiś ogólnikami z dziedziny.

No i oczywiście, ze uczelnie mogą publikować takie informacje, tylko
1) na rok przed to już dawno za późno
2) czym wytyczne od uczelni będą się różnić od wytycznych CKE poza tym, ze trzeba będzie pokryć kilka źródeł?

Bo nie oszukujmy się, rodzice i uczniowie będą oczekiwać, że po szkole dostaną się na studia. To, że jakiś nauczyciel będzie się tłumaczył, ze olał wytyczne uniwerków dla dobra uczniów i dzięki temu poznali lepsze umiejętności, ale nie dostali się na studia to przyklei mu łatkę złego nauczyciela.

Rozwiązaniem byłaby zupełnie inna forma rekrutacji akademickiej, jakaś unifikacja i zdawanie miejscowe w lokalnych komisjach, czyli de facto matura.

Tak, były bonusowe punkty za bycie ze wsi, ale z drugiej strony była silna tendencja do nagonki na inteligencję i studentów + kwestia problemów finansowych.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 12:35:50
09.05.2024 12:26
Iselor
19.13
Iselor
27
Generał

Ja widzę inny problem. Jak podejdą do tego uczelnie prywatne? Im zależy na jak największej ilości studentów bo mają z tego kasę. Egzaminy wstępne i wymagania sprawią że stracą ludzi i kasę. Teraz przyjmą każdego, nawet tego co ma 30% z każdego przedmiotu na maturze.

09.05.2024 12:28
Zdzichsiu
19.14
Zdzichsiu
135
Ziemniak

Jak podejdą do tego uczelnie prywatne?
Będą przyjmować każdego z symbolicznym egzaminem wstępnym. Tak jak teraz z maturą. Nic się nie zmieni. Sensem egzaminów wstępnych nie jest to, żeby znowu stworzyć cały obiektywny system oceny potencjalnych studentów. Moim zdaniem to bardziej ma być rozmowa między uczniem i wykładowcą, żeby przekonać się, czy uczeń coś już wie na temat kierunku, i czy go to w ogóle interesuje.

elathir
Szkoła NIE MA przygotowywać do zdania egzaminu wstępnego na studia, ten ma zależeć od zainteresowań ucznia. Szkoła ma wypracować uniwersalne kompetencje i pomagać w znalezieniu i rozwoju pasji ucznia.

post wyedytowany przez Zdzichsiu 2024-05-09 12:33:14
09.05.2024 12:34
Bukary
19.15
Bukary
223
Legend

Ale dlaczego zakładasz, ze egzaminy na uczelnie rozwiążą problemy matury? Ot zmieni się źródło presji na nauczycieli.

Nie zgodzę się z tym, bo wiem, jak funkcjonuje "presja maturalna". Jeśli nauczyciele skupią się na realizacji podstawy programowej (albo wytycznych dotyczących efektów nauczania po np. czteroletnim kursie w szkole), a nie na tresowaniu uczniów do "standaryzowanej" matury, wówczas pojawi się w szkole furtka do tutoringu, innowacji pedagogicznych, indywidualizacji nauczania itp. Teraz jest zamknięta. Oczywiście, z wielu różnych przyczyn. Ale jedną z nich jest ogólnopolska matura i CKE.

Nie sposób też wywierać na nauczycielach presji związanej z rekrutacją na studia, która byłaby podobna do "presji maturalnej". Bo tutaj nie byłoby już tabelek i rankingów, ponieważ nie sposób sensownie "standaryzować" pomiarów egzaminacyjnych z różnych uczelni egzaminujących na różnych zasadach w odniesieniu do konkretnego nauczyciela (czy szkoły). Nie do końca więc rozumiem, o co tak naprawdę pytasz (i to nie jest złośliwość czy ironia z mojej strony).

Warto w tym kontekście przypomnieć rzecz niezwykle istotną, o której niemal wszyscy zapominają: nauczyciel NIE ODPOWIADA za wynik maturalny ucznia (ani za jego sukces, ani za porażkę). Bo nie może. Nie pisze przecież matury. Nie ma wpływu na to, jak uczeń pracuje po zajęciach i czy np. bierze jakieś korepetycje. Nie ma wpływu na to, w jakiej dyspozycji psychicznej i fizycznej znajduje się uczeń w dniu pisania matury. Nie ma wpływu np. na liczebność klasy, w której uczy. I tak dalej. Jest natomiast odpowiedzialny za realizację podstawy programowej i z tego może być rozliczany. I również w tym kontekście "presja maturalna" jest kolejnym absurdem polskiej szkoły.

Moi uczniowie w 100% zdają co roku egzamin maturalny z języka polskiego. Ale się tym nie chwalę i nie jest to dla mnie żaden powód do dumy. Chwalę się np. tym, że wskutek zajęć, które prowadzę, kilkoro uczniów zaczęło pisać świetne wiersze. Albo tym, że uczennica z problemami natury psychologicznej zdecydowała się jednak otworzyć na moich zajęciach i brać udział w dyskusjach (i przystąpić do matury). Albo tym, że moja podopieczna wygrała ogólnopolski konkurs na reportaż, którego kompozycja, struktura itp. jest rezultatem licznych konsultacji, które prowadziliśmy. I tak dalej. Bo MATURA TO BZDURA. ;) Są sprawy i osiągnięcia znacznie ważniejsze.

Szkoła NIE MA przygotowywać do zdania egzaminu wstępnego na studia, ten ma zależeć od zainteresowań ucznia. Szkoła ma wypracować uniwersalne kompetencje i pomagać w znalezieniu i rozwoju pasji ucznia.

Amen.

A do tego potrzeba właśnie m.in. tutoringu, a nie wieloletniej tresury zwierząt, które mają napisać jakiś tekst wedle narzuconych przez CKE wytycznych.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 12:50:50
09.05.2024 12:38
Irek22
19.16
Irek22
155
Legend

W ogóle nie rozumiem poruszanego przez elathira "problemu" (w cudzysłowie, bo uważam, że tak naprawdę to nie jest problem), czego która uczelnia czy który wydział będzie wymagać.

Ja zdawałem egzaminy na dwie różne uczelnie w tym samym roku: na prawo (UAM) i na ekonomię (AE w Poznaniu, dziś UEP). Z wyprzedzeniem wiedziałem, czego obie uczelnie i oba kierunki wymagają na egzaminach wstępnych i uczyłem się pod tym kątem. Oba egzaminy zdałem i na oba kierunki się dostałem. A było to ponad 20 lat temu, gdy Internet w Polsce był w powijakach i o wiele trudniej było uzyskać informacje, czasami nawet trzeba było osobiście jechać na daną uczelnię i dowiadywać się tego i owego na miejscu, bo nie było żadnych powszechnie dostępnych FAQ na www poszczególnych uczelni/wydziałów ani mediów społecznościowych czy forów, dzięki którym można by było zasięgnąć opinii lub uzyskać wiedzę od innych ludzi. O dostępie do materiałów do nauki nawet nie wspominam.

I zgadzam się z tym, co napisał Bukary - nie każdy musi być magistrem, nie każdy powinien być magistrem, nie każdy nadaje się na magistra.
Bezsensowny nacisk społeczny, w tym rodziców, który wykształcił się w latach 90., jakoby każdy musiał mieć wyższe wykształcenie, spowodował to, że - jak wspomniał Ryokosha - mamy kilka razy więcej magistrów niż potrzebuje gospodarka. Powstało przez to mnóstwo mniejszych bądź większych prywatnych uczelni, na których kształcenie jest gówniane (niczym na Collegium Gównanum...), byle tylko uzyskać papierek z formalnie wyższym wykształceniem. W efekcie wyższe wykształcenie i tytuły naukowe (zwłaszcza tytuł magistra) przez te kilka ostatnich dekad w Polsce tak naprawdę się zdewaluowały i o niczym nie świadczą.

post wyedytowany przez Irek22 2024-05-09 12:54:12
09.05.2024 12:42
elathir
19.17
1
elathir
98
Czymże jest nuda?

Jak nie byłoby rankingów? Przecież za czasów jeszcze starej matury i egzaminów wstępnych tez były rankingi.

Otóż punkty były za uczniów, którzy dostali się na studia gdzie same uczelnie miały swoją wagę względem prestiżu i liczby chętnych.

Większość uczniów w ogólniakach cel ma prosty, dostać się na wymarzone studia. Teraz miarą skuteczności szkoły w osiągnięciu tego celu są wyniki matury bo to ona decyduje. Jak jej nie będzie to będą to wyniki rekrutacji. Podejście, ja realizuję podstawę i nie interesuje mnie czy uczeń spełni swój cel czy nie do mnie nie trafia. I tak oczywiście szkoła średnia to nie tylko przygotowanie do egzaminu, ale nie oszukujmy się, co z tego, że przedmiot będzie prowadzony super i życiowo jak uczeń nie przejdzie rekrutacji akademickiej? Ma to sens w technikach czy zawodówkach bo tam studia są opcją a nie głównym celem ale nie w ogólniakach.

Bo przecież uczniom nie zależy na dobrym wyniku z matury dla dobrego wyniku z matury. Nie liczą się procenty, liczy się tylko czy uzyskało się wynik otwierający dalszą drogę.

No chyba, ze oddzielamy przygotowanie na studia od edukacji średniej i zostawiamy to samym uczniom, niech sobie ogarną. Tylko wtedy to zdziwienie jakie miało wielu nauczycieli przed ujednoliconą maturą,, ze uczniowie mają ich przedmioty gdzieś bo mają ważniejsze sprawy na głowie, jak nauka do egzaminów.

Irek22 jasna, ale dowiedzenie się tego i przygotowanie się było na twoich barkach. W dodatku jak pamiętam potrafiły być naprawdę konkretne rozjazdy w samych przykładowych egzaminach. Sam rozwiązywałem przykładowe testy publikowane przez różne uczelnie i tam potrafiły być zupełnie inaczej położone wymagania.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 12:46:37
09.05.2024 13:05
Bukary
19.18
Bukary
223
Legend

Otóż punkty były za uczniów, którzy dostali się na studia gdzie same uczelnie miały swoją wagę względem prestiżu i liczby chętnych.

Napisałem, że nie da się prowadzić SENSOWNYCH rankingów. Bo się nie da. Przecież to, o czym piszesz, było absurdalne (również gdy idzie teraz o "rankingi" uczelni w naszym kraju). I nie da się już dzisiaj wrócić do "starego" systemu rankingów, dowodząc, że ma jakieś przełożenie na rzeczywistość. W Polsce na tej samej uczelni znajdziemy świetnych profesorów i profesorów korytarzowych. W Polsce możesz być znakomity (i beznadziejny) w swojej dziedzinie niezależnie od tego, jaką uczelnię ukończysz.

Większość uczniów w ogólniakach cel ma prosty, dostać się na wymarzone studia.

Na studia wymarzone przez rodziców. Prawo i medycynę. A potem się kończy jakimiś idiotycznymi studiami w Koziej Wólce, których absolwent pracuje w zawodzie niemającym nic wspólnego z tym, czego się uczył przez 5 lat. Albo mamy lekarzy-dyletantów. Dlaczego? M.in. dlatego, że przez wszystkie lata nauki w liceum uczeń nie miał szansy na tutoring, na znalezienie tego, w czym jest dobry i co jest jego pasją. Problem polskiej szkoły widać jak na dłoni wtedy, gdy na miesiąc przed maturą pytam maturzystów (albo uczniów na korepetycjach), jakie mają ostateczne plany i co chcieliby robić dalej w życiu. W przypadku zdecydowanej większości uczniów zapada kłopotliwe milczenie. :P

Teraz miarą skuteczności szkoły w osiągnięciu tego celu są wyniki matury bo to ona decyduje.

Pisałem już w tym wątku, dlaczego wynik maturalny ma niewiele wspólnego z jakością nauczania w szkole. Konserwujemy fikcję. Skoro, jak twierdzisz, dawny system egzaminów na studia wiązał się z wykluczeniem społecznym, to nowy system maturalny tym bardziej prowadzi do tego rodzaju patologii: płacisz fortunę za korki = zdajesz = dostajesz się na studia.

I tak oczywiście szkoła średnia to nie tylko przygotowanie do egzaminu, ale nie oszukujmy się, co z tego, że przedmiot będzie prowadzony super i życiowo jak uczeń nie przejdzie rekrutacji akademickiej

Postulujesz po prostu zamianę szkół średnich w szkoły tresury maturalnej. Jaki to ma sens? Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że same uczelnie mają mnóstwo zastrzeżeń do matury i narzekają, że w murach szacownych instytucji pojawiają się absolwenci, którzy dobrze zdali maturę, a nie mają zielonego pojęcia o tym, co zamierzają studiować. Pamiętam, jak mój kolega narzekał, że na pierwszym roku polonistyki musi tłumaczyć, czym jest katharsis i że "nić Ariadny" to nie "nić Adrianny".

Powtórzę: matura jest do zaorania w obecnej formie. Psuje tylko polską edukację. A opieranie na jej wynikach rekrutacji na WSZYSTKIE niemalże kierunki studiów jest jednym z głównych powodów degrengolady szkolnictwa wyższego. I podnoszą ten problem również akademicy. Rozwiązaniem jest wprowadzenie egzaminów na studia. Albo całkowita zmiana formuły matury (i oderwanie jej od szkół średnich, a powiązanie z uczelniami wyższymi).

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 13:27:47
09.05.2024 13:11
Herr Pietrus
19.19
1
Herr Pietrus
225
Ficyt

Studia NIE MUSZĄ I NIE POWINNY być dla wszystkich. To etap dla tych, którzy mają intelektualne możliwości i którym zależy.

Oczywiście. A to wymaga potężnej reformy całego systemu edukacji, w połączeniu z reformą rynku pracy, w porozumieniu z biznesem i z ogromną, zakrojoną na lata kampanią społeczną.

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-09 13:26:12
09.05.2024 13:21
Iselor
19.20
Iselor
27
Generał

Na studia wymarzone przez rodziców. Prawo i medycynę

Dalej ów mit funkcjonuje ? Ciekawe. W życiu nie będę dziecka zachęcał na te dwa kierunki (chyba że samo tak zdecyduje), ba, będę wręcz odradzał.

09.05.2024 13:23
Bukary
19.21
1
Bukary
223
Legend

A to wymaga potężnej reformy całego systemu edukacji

Oczywiście. No to chyba po to m.in. wybraliśmy nowy rząd, żeby się wreszcie, kurna, tym zajął, a nie pierdział w stołek. Czas ucieka. Inne kraje już są na różnych etapach rozwoju po tego rodzaju reformie.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 13:24:14
09.05.2024 13:24
Irek22
19.22
Irek22
155
Legend

Herr Pietrus [19.19]
to wymaga potężnej reformy całego systemu edukacji

Dokładnie. Wymaga to potężnej reformy całego systemu edukacji. Dlatego - choć nie jestem nauczycielem, moja żona też nie jest nauczycielką i w zasadzie (poza dziećmi w wieku szkolnym) nie mamy nic wspólnego z edukacją - wkurza mnie, że obecne MEN tak naprawdę nie wprowadza żadnych reform systemu edukacji, tylko konserwuje to, co jest, wprowadzając zmiany jedynie kosmetyczne. Łącznie z pozostawieniem lekcji religii, którą powinno się wywalić całkowicie ze szkół jeśli już nie ze względów "ideologicznych", to po prostu ze względów praktycznych.

Jestem ciekaw, jak będzie wyglądać ta zmiana podstawy programowej od 2026 r. (o której np. dziś mówiła Lubnauer w TOK FM), ale póki co w szkołach nadal będzie się nauczać wielu niepotrzebnych i niepraktycznych rzeczy, które 99,99% uczniów nigdy się nie przydadzą w późniejszym życiu ani nie rozwiną ich potencjału i umiejętności, a tylko będą tracić na nie czas (nierzadko w szkole średniej ucząc się tych samych "bzdur", co w szkole podstawowej, a więc czas zmarnowany dwukrotnie).

09.05.2024 13:40
elathir
19.23
2
elathir
98
Czymże jest nuda?

Ależ oczywiście, ze za dużo ludzi studiuje, mamy za dużo beznadziejnych uczelni itd. Ale z tym się wiąże inny problem, mamy tez za dużo ogólniaków. Bo reformę tego należałoby zacząć od ograniczenia liczby osób piszących maturę.

1) w technikach tylko ci w wynikami, ewentualnie z fakultetami jak to kiedyś było
2) uczniowie ogólniaków, których liczba należy przyciąć o 3/4

Bo jaki jest sens ogólniaka? Dzisiaj percepcja jest taka, chcesz zawód to technikum lub zawodówka, chcesz na studia to ogólniak. Wtedy zostawiając w ogólniakach tylko śmietankę to można się zacząć bawić w te ograniczenia a i nagle okaże się, że przygotowania do tej tresowanej matury mają mniejsza wagę, a i konkurencja na studia mniejsza jak maturzystów będzie 1/4 tego co obecnie.

Więc jak chcemy iść w kierunku powrotu do egzaminów wstępnych, rezygnacji z matur itd. to najpierw trzeba ostro przykręcić ten kurek. I teraz pytanie czy uczniowie i rodzice nie urządza rewolucji jak by ogłosić taką reformę? Albo sami nauczyciele? Dajmy na to Bukary poszedłbyś na to by przerobić twoją szkołę na technikum lub zawodówkę? Bo by się do tej 1/4 nie załapała?

Oczywiście to będą trochę inne technika niż większość osób kojarzy bo nastawione często na konkretne zestawy umiejętności miękkich również.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 13:45:05
09.05.2024 13:42
Bukary
19.24
Bukary
223
Legend

jak będzie wyglądać ta zmiana podstawy programowej od 2026 r.

Dopiero od 2026? Już się boję. I chętnie bym zapytał, dlaczego nie od września 2024 r.? To mało jest w Polsce dobrych ekspertów, którym przygotowanie podstawy zajęłoby kilka miesięcy, a nie kilka lat?

Żenujące. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że poważną reformę zaczyna się od pierwszej klasy szkoły podstawowej. To teraz sobie policzcie, ile roczników będzie szło dalej starym systemem. Dramat.

09.05.2024 13:51
Irek22
19.25
Irek22
155
Legend

Bukary [19.24]
Dopiero od 2026?

Tak dziś mówiła Lubnauer w TOK FM.

To mało jest w Polsce dobrych ekspertów, którym przygotowanie podstawy zajęłoby kilka miesięcy, a nie kilka lat?

Powiem więcej - oni mieli właśnie kilka lat (podczas rządów PiS), aby przy pomocy ekspertów przygotować zupełnie nową, nawet rewolucyjną podstawę programową i z nią wejść od roku szkolnego 2024/2025, wcześniejszy rok poświęcając na kampanię informacyjną.
A tu się okazuje, że największą zmianą jest częściowy brak zadań domowych i zamieszanie z pozostawieniem baby, która pomagała PiS-owi rozwalać polską edukację. No i oczywiście wielki sukces w postaci wywalenia kurator Nowak (piszę to ironicznie, bo - z całą sympatią i szacunkiem, Bukary - mnie, jako mieszkańca Wielkopolski, mało obchodzi, kto jest kuratorem w Małopolsce).
Żenujące. Irytujące.

post wyedytowany przez Irek22 2024-05-09 13:58:45
09.05.2024 14:02
Bukary
19.26
Bukary
223
Legend

Elathirze, nie za bardzo rozumiem ten ostatni wpis i jego związek z problemem likwidacji matury.

Bo reformę tego należałoby zacząć od ograniczenia liczby osób piszących maturę.

Nie, reformę można zacząć od zmiany podstaw programowych i egzaminów. Zresztą jeśli nie będzie matury, to nie będzie żadnego ograniczenia osób piszących maturę. Uczelnie same sobie będą regulowały to, kogo chcą przyjąć na studia i na jakich warunkach.

w technikach tylko ci w wynikami, ewentualnie z fakultetami jak to kiedyś było

Jeśli matura zostaje, to niech sobie ją pisze każdy, kto chce. Niezależnie od szkoły, jaką ukończy. Dlaczego sztucznie komuś blokować drogę do sławy i chwały? Jeśli w zawodówce tak dobrze się przygotował, że czuje się na siłach, aby podjąć wyzwanie... to proszę bardzo. Podobno matura sprawdza pewne umiejętności, a nie to, czy ktoś ma jakiś papier ze szkoły, prawda?

Widać tutaj chyba ten podstawowy błąd w myśleniu: że szkoła służy przygotowaniu do matury. Otóż nie. Matura nie jest celem samym w sobie, a jej "zaliczenie"- to żaden miernik wartości człowieka. I dlatego szkoły zawodowe nie powinny być przytułkiem dla głupich i gorszych, tylko ważnym elementem systemu edukacji. I to elementem kluczowym, gdy idzie o sprawne funkcjonowanie społeczeństwa.

I teraz pytanie czy uczniowie i rodzice nie urządza rewolucji jak by ogłosić taką reformę?

Jak pisałem, nie do końca rozumiem. Jaką reformę? Zwiększenie liczby zawodówek? Zmniejszenie miejsc w liceach? Dziś powoli zmienia się mentalność ludzi. I rodzice chętnie wysyłaliby dzieci do zawodówek, bo zaczyna brakować fachowców, którzy zresztą dobrze i bardzo dobrze zarabiają. Problemem jest fakt, że sensownych zawodówek brakuje, ponieważ nikt nie chce w nich uczyć zawodu (skoro znacznie więcej zarobi poza szkołą). Innymi słowy, po co dziś hydraulikowi jakieś dodatkowe, pięcioletnie studia (zamiast krótkich kursów), skoro osoby po studiach często mogą pomarzyć o jego zarobkach?

Dajmy na to Bukary poszedłbyś na to by przerobić twoją szkołę na technikum lub zawodówkę?= bo by się do tej 1/4 nie załapała?

Po pierwsze, już pracuję w szkole (publicznej), która daje absolwentom konkretny zawód (czy nawet zawody). Po drugie, dlaczego zakładasz, że mamy coś sztucznie ograniczać czy poszerzać? Nie chodzi o ręczne sterowanie rynkiem podaży i popytu. Chodzi o edukację. O stworzenie możliwości wyboru, która, owszem, jest kosztowna, ale zapewni różnorodny zwrot "kapitału" w przyszłości.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 14:06:23
09.05.2024 14:45
elathir
19.27
2
elathir
98
Czymże jest nuda?

Czym się różni ogólniak od technikum czy zawodówki? Tak z punktu widzenia ucznia i jego oczekiwań? No tamte dają zawód a ten ma pomóc dostać się na studia. No to na to stwierdzenie dostałem odpowiedź, że przecież tu nie o dostanie się na studia powinno chodzić. No spoko, ale wtedy z punktu widzenia rozwoju, na który też się składa rozwój zawodowy jaki ma pełnić cel?

No poszerzać horyzonty i odpowiednio kształtować młodego człowieka, który następnie sam będzie w stanie przygotować się do zdania egzaminów akademickich? No spoko, ale to leży w zasięgu może 20% uczniów ogólniaków. Co z resztą? Co po skończeniu szkoły nie dającej zawodu, nie dającej szansy na zdanie publicznych egzaminów akademickich taka osoba ma począć? Zostać kolejnym absolwentem WSB czy innego scamu na kasę?

Chodzi mi o to, że jak chcemy zmieniać system to trzeba całościowo, czyli:
By zrezygnować z matury i przywrócić egzaminy trzeba zmniejszyć podaż kandydatów, by te egzaminy nie były kopią matury tylko czymś głębszym. A to wymaga ograniczenia miejsc w szkołach, które przecież kusza obietnicą dostania się na studia. Bo nie wiem czy pamiętać ale uczelnie same miały już problem z egzaminami wstępnymi i ich organizowaniem ze względu na lawinowo rosnącą liczbę chętnych. Więc co zrobią? Pójdą kierunku unifikacji, przynajmniej pewna część, i dzielenia się wynikami. Zamiast CKE będzie WKEW (wspólna komisja egzaminów wstępnych) i tyle.

Jedyna opcja na sensowną reformę to odejście od presji akademickiej, ale to wymaga zmiany podejścia pracodawców, a to wymaga zmiany podaży absolwentów na rynku, która wymaga zmiany podaży potencjalnych kandydatów. Bo to jedyne co rząd może sam zmienić.

Ewentualnie zostawienie przyszłości uczniów samym sobie i oderwanie edukacji od tej potrzeby. Ale to tylko pożywka dla śmiecio szkółek wyższych. Co więcej uczniowie koncentrujący się na szkole będa pokrzywdzeni względem tych olewających przedmioty szkolne ale koncentrujących się na leceniu przez próbne egzaminy wstępne na wybrane uczelnie.

I ja nigdzie nie twierdzę, że celem ma być dobry wynik z matury. Celem uczniów w ogólniakach są studia, matura to środek do celu. I można tłumaczyć, ze nauka krytycznego myślenia, rozwój pasji itd. są kluczowe. Ale 19 latek, któremu plan życiowy się zawalił bo egzaminy wstępny nie wyszły jak trzeba bo to czego się w szkole uczył nie do końca pokryło się z nimi a w innych szkołach się pokryło nie będzie tej szkoły wspominał z nostalgią, że przecież uczył się wartościowych rzeczy a tylko po tym, że w sumie inni wybrali lepiej.

Póki celem uczniów są studia tego typu zmiany nie mają sensu.

09.05.2024 15:14
Herr Pietrus
👍
19.28
1
Herr Pietrus
225
Ficyt

Ogromny plus dla elathira za ostatnie posty.
Dokładnie tak jest, wprowadzenie egzaminów na studia czy tym bardziej likwidacja "obowiązkowej" matury (przecież dzisiaj też jest przeznaczona tylko dla chętnych na studia, do egzaminu maturalnego nie trzeba podchodzić) wymaga prawdziwej rewolucji edukacyjne-społecznej.

Nie twierdzę że niepotrzebnej! :)
Ale to chyba nie jest temat na siły obecnych polityków. Ostatnie wielkie reformy to zmieszany z błotem AWS UW :)

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-09 15:16:24
09.05.2024 15:21
elathir
19.29
2
elathir
98
Czymże jest nuda?

Dam może przykład.

Dajmy na to mamy kierunek studiów co się nazywa hotelarstwo i turystyka, raczej domena studiów prywatnych ale świetnie się nada.

Czy to muszą być studia? No nie. Podstawę nauczania tego czegoś można by połączyć z 5 letnia szkołą średnia, czyli technikum. I teraz szykując młodzież do tego zawodu i pokrewnych bez presji matury można nastawić przedmioty na silną praktyczność bez konieczności dostosowywania toku nauczania pod egzaminy. Natomiast ta długo jak jest to kierunek studiów to osoby nim zainteresowane będą bardziej skupione na tym by się na te studia dostać niż na tym by mieć kreatywnie i sensownie zrealizowane zajęcia w szkole średniej.

I to się tyczy lwiej części edukacji. Tak naprawdę stosunkowo nieliczne studia wymagają wszechstronnego wykształcenia i ciężkich egzaminów wstępnych. Część kierunków inżynieryjnych (bo tez nie każdy, część została wypchnięta na polibudy przez śmierć techników na wysokim poziomie), część medycznych (wiadomo lekarski, ale pielęgniarski na pewno wymaga ogólniaka + matury + studiów, ot może dłuższe technikum w zamian, takie 6 lat?), prawnicze i pewna grupa innych.

Zostaną też kierunki dla pasjonatów i dość niszowe jak choćby polonistyka, historia itd. ale przy malej podaży absolwentów na nie będzie można zrealizować egzamin wstępny w formie ustnej, sprawdzając czy kandydat się nadaje, jest pasjonatem itd. a nie tylko wykuł się na egzamin.

Ale to wszystko jest niemożliwe przy dzisiejszej podaży absolwentów z przyczyn stricte logistycznych. Są kierunki studiów z 200 miejscami i 10 kandydatami na miejsce. Przesłuchanie 2000 osób, po godzinę na osobę (minimalny sensowny czas), z przerwami itd. 5 dni w tygodniu zajęłoby komisji z rok czasu. No to robimy z 5 komisji (czyli 15 wykładowców), 25 osób dziennie (bo akademicy mają tez inne zajęcia na głowie) mamy 4 miesiące.

Czyli zostajemy przy egzaminach pisemnych kopiujących maturę.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 15:22:11
09.05.2024 15:48
Bukary
19.30
Bukary
223
Legend
Wideo

Aleście się zafiksowali na tej chorej i szkodliwej maturze. :) Wolicie zostawić tego potworka, nawet jeśli fatalnie wpływa na kształcenie (także na uczelniach), tylko z jednego tak naprawdę powodu: bo na jego podstawie odbywa się rekrutacja na studia. To nic, że nie sprawdza rzetelnie wiedzy i umiejętności, że dezorganizuje nauczanie w szkole, że niepotrzebnie absorbuje czas, który można w edukacji lepiej wykorzystać itp. I zamiast wyrwać chory ząb, który sprawia, że cały organizm wchodzi w stan zapalny, zastanawiacie się, czy da się bez niego przeżuwać jedzenie tak, jak to było do tej pory. A może pora się zastanowić nad całkowitą zmianą diety, żeby zęby się aż tak nie psuły?

Tak, potrzebne są kompleksowe zmiany, a całkowite przeformułowanie (lub usunięcie) matury jest elementem koniecznym, żeby reforma edukacji się powiodła. Nie jedynym elementem, ale jednym z ważniejszych. Nie postuluję zatem wyłącznie usunięcia matury i pozostawienia reszty puzzli "po staremu". Wszystko trzeba zmienić. Im dłużej zwlekamy, tym większe tego koszty poniesiemy w przyszłości.

Skoro wam nie odpowiadają egzaminy wstępne (najlepsze rozwiązanie), to można rekrutację na studia oprzeć na innych kryteriach. Takich, które nie tylko nie dezorganizują kształcenia, ale z niego wynikają, np. na szkolnych osiągnięciach z poszczególnych przedmiotów (jak np. w Szwecji). Albo na jakiejś formie mieszanej (szkolno-uniwersyteckiej), jak np. w Finlandii. Ale obronę matury w obecnym kształcie uważam wręcz za szkodliwą. Jeśli matura ma pozostać, to musi się diametralnie zmienić (ale to temat na osobną dyskusję).

Co do przykładów elathira: tak, można wszystko sprowadzić do absurdu. Jednak dawniej przeprowadzanie egzaminów wstępnych nie dezorganizowało pracy uczelni na kilka miesięcy, a kandydatów na jedno miejsce też pojawiało się mnóstwo. I ciekawe, dlaczego w innych krajach możliwa jest edukacja bez takiej matury, jak w Polsce, a u nas miałoby się to okazać mission impossible. :P I nie, egzaminy pisemne na studia nie muszą "kopiować matury". Mogą być (i zapewne by były) zupełnie inne niż obecna matura (krytykowana przez uczelnie). Odrzućcie ten imposybilizm, panowie! ;)

https://www.youtube.com/watch?v=3A_xzurN-Lc

I na koniec: nie bez powodu dobre uczelnie (na świecie) nie przyjmują uczniów (wyłącznie) na podstawie jakichś "standaryzowanych" egzaminów w szkołach, tylko same przeprowadzają rekrutację.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 16:14:10
09.05.2024 16:27
Herr Pietrus
19.31
1
Herr Pietrus
225
Ficyt

Przecież o tym piszemy! To wymaga rewolucji, także na uczelniach! Czy ma sens? Raczej tak, bo po co studia z hotelarstwa albo tym bardziej, o zgrozo, zakładania wenflonów? Ponoć tak to działa w Niemczech, tam są właśnie dobre technika i tam kończy większość uczniów. Ale to wymaga rewolucji na naście lat do przodu. Bo skąd np kadry do techników? Wykładowcy z polibud odejdą?

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-09 16:29:44
09.05.2024 18:10
elathir
19.32
2
elathir
98
Czymże jest nuda?

Bukary, nam chodzi o to, że do tej reformy zabierasz się od złej strony.

Jak zaczniesz od likwidacji matury to uzyskasz tylko bałagan. Presja egzaminacyjna robiąca krzywdę będzie nadal, tylko wobec trudniej porównywalnych kryteriów jak zauważyłeś. Czyli tylko większy stres dla młodzieży i tyle.

Zmiana wymaga gruntownego przebudowania systemu, czyli przywrócenia kształcenia technicznego na wysokim poziomie, drastycznego obcięcia kierunków i liczby miejsc na uczelniach, likwidacji większości ogólniaków (w sumie to przekształcenia ich w inne typy szkół) i wtedy możemy maturę w obecnej formie wywalić do kosza.

Zrobienie tego obecnie nie ruszając reszty to prośba a katastrofę z punktu widzenia uczniów. Czy matura jest najlepszym egzaminem? Jasne, ze nie. Czy liczne egzaminy wstępne na studia są lepsze? Niby w czym? Dalej typowa egzaminoza tylko rozproszona, co gorsza przeprowadzana przez ludzi, którzy często nie mają pojęcia co w szkole średniej i w jakim stopniu jest realizowane. W sumie z takim przygotowaniem dadzą sobie radę tylko szkoły mające dostęp do uczelni. I właśnie tak kiedyś było, studiowali mieszkańcy dużych miast. Wspólna matura to zmieniła. Teraz masz presję z CKE, wtedy będzie miał z UJ, UW, AGH, PW, PWro, UWro, KUL itd.

Za to jak ograniczymy podaż absolwentów na studia to nagle się okaże, że można przeprowadzić naprawdę fajne i sensowne egzaminy wstępne nie będące kopią matury ale z lokalnym twistem. Bo z punktu widzenia ucznia, w czym krajowa matura jest gorsza od serii egzaminów wstępnych rozsianych po kraju na które musi dojechać i pisać kilkukrotnie to samo? Że coś się zmieni a oświacie? Przed reformą i tak w klasie maturalnej się głównie trzepało zestawy przykładowych pytań publikowanych przez uczelnie tak jak po reformie trzepało się zestawy przykładowych pytań maturalnych. Różnica taka, ze zamiast jednego źródła było kilka.

Tak naprawdę jedyną zaletą jaką wymieniłeś to to, ze szkoły nie będą czuły tak silnej presji rankingów bo te sprzed nowej matury były mniej obiektywne i to jakiś cudem sprawi, ze rodzice nie będą się nimi przejmować. A, ze uczniowie dostaną w kość to bez znaczenia.

Co do formy opartej na osiągnięciach w szkole to niestety przy rodzinnym kombinatorstwie proszenie się o nadużycia.

post wyedytowany przez elathir 2024-05-09 18:23:38
10.05.2024 09:46
Iselor
19.33
Iselor
27
Generał

Czyli jak mówiłem: modyfikacji wymaga matura sama w sobie, a nie jej likwidacja.

10.05.2024 09:59
Bukary
19.34
Bukary
223
Legend

modyfikacji wymaga matura sama w sobie, a nie jej likwidacja.

I tak, i nie. IMHO w początkowym etapie przeprowadzania gruntownych reform maturę trzeba kompletnie zmodyfikować. Kompletnie. Ale docelowo (gdy już większość elementów układanki będzie na swoich miejscach) - usunąć.

09.05.2024 11:58
Bukary
20
4
odpowiedz
1 odpowiedź
Bukary
223
Legend

A propos matury... Jeśli są wśród was rodzice, którzy będą wysyłać dzieci do szkół średnich, to macie ode mnie za darmo dobrą radę: nie czyńcie głównym kryterium wyboru tzw. rankingów maturalnych. Jedźcie do szkoły, zobaczcie, jak wygląda, porozmawiajcie z absolwentami lub uczniami (albo poszukajcie ich wypowiedzi w Sieci), przejrzyjcie profile nauczycieli na FB itd. Kilka uwag:

Primo: wynik matury nie jest dziś absolutnie żadnym wyznacznikiem jakości nauczania w danej placówce.

Secundo: niestety, znaczna część dobrych wyników maturalnych w szkołach to "zasługa" nie tyle zajęć, ile korepetycji.

Tertio: w szkołach, w których jest parcie na wyniki maturalne, olewa się uczniów, którzy nie pasują do reszty, nie są kujonami i nie wstrzelili się w konkretne wzorce czy formułki.

Quatro: w szkołach o wygórowanych ambicjach maturalnych nauczyciele odczuwają ogromną presję ze strony dyrekcji i "cisną" uczniów, czego skutkiem jest "nadprezentacja" różnego rodzaju używek (i problemów natury psychologicznej) wśród podopiecznych "renomowanych" liceów.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-09 12:01:30
09.05.2024 12:20
20.1
1
Ryokosha
79
Legend

Wszystko to prawda.

09.05.2024 12:25
Hayabusa
21
1
odpowiedz
1 odpowiedź
Hayabusa
232
Tchale

Przepraszam że tak znienacka, ale wpadło mi do głowy parę myśli w kwestii lektur i chcę je wrzucić zanim mi uciekną.

Po pierwsze - omawianie lektur chronologicznie nie tylko jest bez sensu - no chyba, że zrywamy z pozorami i wprowadzamy przedmiot Historia Literatury - ale nawet szkodliwe.
O wiele, wiele więcej sensu ma omawianie tekstów poprzez poruszanie problemów i pokazanie, że pewne rzeczy się zmieniają, ale inne są absolutnie uniwersalne i tekst z głębokiej starożytności może być równie aktualny, co ten napisany wczoraj.
Za to inny tekst nie będzie miał sensu bo rzeczywistość zmieniła się za bardzo - o czym też można wspomnieć ale bez przesady, to powinna być raczej domena historii.

Po drugie - kurła, żyjemy w epoce w której żyjemy. Co za problem stworzyć, dosłownie, listę lektur w oparciu o problemy w pliku Worda i wysłać uczniom z uwagą, że NIE muszą tego czytać, ale jeśli chcą, to...

PS Swoją drogą teraz przyszło mi do głowy, że gdyby zależało to ode mnie to jako zupełnie opcjonalną lekturą którą sam przyniósłbym do szkoły gdzieś w I, może II klasie liceum byłaby Prawdziwa Księga Południowego Kwiatu ZhuangZi żeby omówić kilka krótkich rozdziałów ( są BARDZO krótkie ), może porównał to w jednym, dwóch punktach z Platonem lub Lukrecjuszem.
Niech myślą. Niech mówią. Niech się zastanawiają.

09.05.2024 13:15
Bukary
21.1
1
Bukary
223
Legend

Odnotuję tylko: zgadzam się chyba z wszystkim, co wyżej napisałeś.

09.05.2024 14:42
Bullzeye_NEO
📄
22
odpowiedz
4 odpowiedzi
Bullzeye_NEO
224
1977

a ja tak offtopowo, bukary, bo zainspirowal mnie pewien tytul z pudelka

schemat slowotworstwa jest w miare prosty w przypadku liczby pojedynczej, ale co w takim razie z liczba mnoga? np

przyjechalem/przyjechalam -> przyjechalom

przyjechalismy/przyjechalysmy -> ?

09.05.2024 15:06
Bukary
😜
22.1
Bukary
223
Legend

Chodzi ci o odmianę, a nie słowotwórstwo? Dobrze zrozumiałem? (Chyba że to jakiś żart, którego nie załapałem).

W lp. mamy 3 rodzaje w czasie przeszłym (męski, żeński, nijaki), ale nie w każdej osobie:
ja przyjechałem, ja przyjechałam (nie ma formy "przyjechałom"),
ty przyjechałeś, ty przyjechałaś (nie ma formy ty "przyjechałoś"),
on przyjechał, ona przyjechała, ono przyjechało.

W lm. czasownik w cz. przeszłym ma tylko dwa rodzaje (męskoosobowy i niemęskoosobowy):
my przyjechaliśmy, my przyjechałyśmy,
wy przyjechaliście, wy przyjechałyśmy,
oni przyjechali, one przyjechały.

Oczywiście, jak zaczniemy gadać o języku inkluzywnym, to możemy jakieś fajne formy wymyślić. Może kiedyś wejdą do użytku. Np. my "przyjechałomx".

09.05.2024 15:20
Bullzeye_NEO
22.2
Bullzeye_NEO
224
1977

(nie ma formy "przyjechałom")
(nie ma formy ty "przyjechałoś")

bigot

post wyedytowany przez Bullzeye_NEO 2024-05-09 15:20:22
09.05.2024 15:22
Bukary
22.3
Bukary
223
Legend

bigot

wokejarz

09.05.2024 16:18
Herr Pietrus
22.4
Herr Pietrus
225
Ficyt

Tutaj to akurat proste - przyjechałośmy.

Aczkolwiek jak słusznie zauważył Bukary jest rodzaj niemęskoosobowy, czyli powinien pasować wszystkim poza mężczyznami. Ewentualnie można by zrobić miksy - my dwaj przejechałyśmy, ich dwie przyjechało, oni dwaj przyjechały

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-09 16:19:37
10.05.2024 21:05
23
odpowiedz
Lee Manoeuvre
0
Junior

Potop należy czytać, bo lektura ta podoba się dla Artura Szpilki.

11.05.2024 23:14
Bukary
24
odpowiedz
4 odpowiedzi
Bukary
223
Legend
Wideo

O, właśnie się ukazał film, który jest świetnym epilogiem naszej dyskusji. Polecam.

https://youtu.be/x5T2EpCmkTI?si=QHDrlMktrH7XrtUa

12.05.2024 00:33
Wrzesień
24.1
1
Wrzesień
59
Stay Woke

Chryste, jaki ten typ jest wkurwiający.

12.05.2024 01:30
Herr Pietrus
😉
24.2
1
Herr Pietrus
225
Ficyt

Ja myślę, że w jego wypadku to akurat nie egzaminatorzy na maturze, tylko komisje na olimpiadzie się pomyliły. A potem to już poszło z górki...
Ale miło popatrzeć, że macie z Dżonem (Zaraz, tym właściwym, czy jednak tym drugim?... W sumie jedno i drugie nobilituje!) wspólnego idola. :P

A tak poważniej - akurat w tym wypadku pewnie ma rację w wielu punktach, ale jednocześnie nadal jest wszystkowiedzącym, irytującym bufonem, co doskonale słychać w dygresjach. Inna sprawa, że jeśli matura miałaby czegokolwiek wymagać z zakresu j. polskiego od 90% uczniów szkoły masowej, to faktycznie należałoby ją sprawdzić do matury z gramatyki i pisania tekstów użytkowych - i wtedy majca (czy jak to teraz nazywają gówniaki?) to byłby pikuś, a polski to byłby POGROM (chyba, że teraz coś się zmieniło i nagle młodzież ogarnia gramatykę?)

Swoją drogą fajne jest pisanie o tym, jakie to wszystko jest bez sensu, z pozycji naukowca, który wszystko wie. Też bym tak pewnie potrafił kręcić bekę np z WOS-u, czy czego tam się teraz uczy albo i nie... :P

Co do masowości studiów - no to właśnie, najpierw potrzebna jest rewolucja, by zagospodarować ograniczony znacznie zasób chętnych na takowe, a likwidacja matury to już tylko wisienka na torcie.

Aha - Wykurzające są też takie uwagi od czapy jak choćby to, że matura na poziomie A2 czy tam B1 nie sprawdza komunikatywnego "języka". Umiejętności mówienia specjalnie nie sprawdza, a szkoła jej nie uczy, albo nie uczyła, bo taki od zawsze był poziom w szkole, no ale do cholery, po hotelarstwie to ktoś ma znać tylko "Good Moring, how can I help you?", "Please pay a the counter", "Can I check your ID?" i "There is a fresh towel for you?" :P

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-12 02:08:27
12.05.2024 10:09
Bukary
😜
24.3
Bukary
223
Legend

Chryste, jaki ten typ jest wkurwiający.

Owszem, Maj bywa wyjątkowo irytujący. Ale to nie zmienia faktu, że - gdy idzie o problemy związane z edukacją, którymi się zajmuje - zazwyczaj ma rację.

Ja myślę, że w jego wypadku to akurat nie egzaminatorzy na maturze, tylko komisje na olimpiadzie się pomyliły.

Rozumiem zacięcie ironiczne, ale: nie sądzę. :P

Wydał dwie książki, które są dobrze oceniane w środowisku naukowym (za granicą):
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/272542/allotopie-topografia-swiatow-fikcjonalnych
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4966063/swiatotworstwo-w-fantastyce-od-przedstawienia-do-zamieszkiwania

Na studiach (UJ) wygrał konkurs na pracę roczną/magisterską, co nie jest wcale łatwe (wiem, bo sam wygrałem). :P Pracuje na AGH, a to obecnie jedna z sensowniejszych uczelni w Polsce (znowuż: wiem, bo studiuje tam mój siostrzeniec, który właśnie - jako jeden z nielicznych Polaków - dostał się na staż do Europejskiej Agencji Kosmicznej). A poza tym (i to najważniejsze) Maj zazwyczaj gada do rzeczy.

Ale miło popatrzeć, że macie z Dżonem (Zaraz, tym właściwym, czy jednak tym drugim?... W sumie jedno i drugie nobilituje!) wspólnego idola.

"Idolem" bym Maja nie nazwał. Chociażby z tego względu, że nie ze wszystkim, co pisze i mówi, się zgadzam. Tak, jemu też zdarza się błądzić. :P Ale jak chcesz się jeszcze poznęcać, to dodam, że obaj z Johnem cenimy też Giełzaka (z DLR). Kto wie? Może jeszcze jakieś wspólne zainteresowania by się znalazły? ;)

akurat w tym wypadku pewnie ma rację w wielu punktach

Otóż to.

jeśli matura miałaby czegokolwiek wymagać z zakresu j. polskiego od 90% uczniów szkoły masowej, to faktycznie należałoby ją sprawdzić do matury z gramatyki i pisania tekstów użytkowych - i wtedy majca (czy jak to teraz nazywają gówniaki?) to byłby pikuś, a polski to byłby POGROM (chyba, że teraz coś się zmieniło i nagle młodzież ogarnia gramatykę?)

Wiesz, nie chodzi o znajomość zasad gramatyki w teorii (np. właściwe wskazywanie rodzaju imiesłowów), chodzi o pisanie zgodne z zasadami gramatyki (praktyka). I rzeczywiście: teraz w szkole nie ma czasu na naukę pisania czy retoryki, bo trzeba się skupić na omawianiu starych książek (a raczej bryków). I dlatego kompetencje uczniów w zakresie pisania i czytania wołają o pomstę do nieba. Chyba najwyższy czas to zmienić, bo rosną nam kolejne pokolenia "analfabetów", którzy rzekomo przerobili mnóstwo książek w szkole. Tylko żadnej nie przeczytali.

Swoją drogą fajne jest pisanie o tym, jakie to wszystko jest bez sensu, z pozycji naukowca, który wszystko wie.

Tu się częściowo zgodzę. I przyjmowanie tego rodzaju pozycji czasami prowadzi Maja na manowce. Tzn. bywa zbyt skrajny i radykalny w swoich sądach (choć - dodam gwoli sprawiedliwości - ma za sobą epizod pracy w szkole, więc nie jest całkowicie oderwany od rzeczywistości). To jednak przywilej "rewolucjonistów". Ale już teraz da się wprowadzić w życie choć część jego postulatów w nieco złagodzonej formie.

po hotelarstwie to ktoś ma znać tylko "Good Moring, how can I help you?", "Please pay a the counter", "Can I check your ID?" i "There is a fresh towel for you?"

Ostatnio pisałem o "boomerstwie", a teraz napiszę po prostu o niewiedzy. ;) Mówiąc krótko, raczej się mylisz. Mieszkam w regionie nastawionym głównie na hotelarstwo i znam różnorodne historie, które pokazują, że dobra komunikatywność językowa przydaje się, żeby pomóc w rozwiązaniu problemów związanych z kaprysami gości i konfliktami interpersonalnymi (i działalnością reklamowo-influencerską). Tu nie chodzi tylko o ręczniki czy papier toaletowy. Hotelarz (w szerokim tego słowa znaczeniu) to nie sprzątacz czy sprzątaczka. Nie oglądałeś "Białego Lotosu"? Polecam. Serio. Ten serial znakomicie pokazuje, co mam na myśli. :)

Matura jest teraz absurdem. I to szkodliwym. W przyszłym tygodniu zaczynam maraton, w czasie którego spędzę co najmniej siedem dni na egzaminowaniu maturzystów (od rana do wieczora) w różnych szkołach (licea, technikum). (BTW, z tego powodu, co jest kolejnym absurdem, moi uczniowie nie będą mieli praktycznie przez 2 tygodnie zajęć polskiego). I - podobnie jak w latach poprzednich - słuchając biednych absolwentów, ciągle będę się zastanawiał, jak to możliwe, że na coś takiego (jako społeczeństwo) pozwoliliśmy.

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-12 10:31:00
12.05.2024 20:39
Bullzeye_NEO
😊
24.4
Bullzeye_NEO
224
1977

jesli ten jest wkurwiajacy to skumajcie jego brata wojciecha, mieszka na bronowicach na nowym osiedlu mwm i przeszkadza mu graffiti w przejsciach podziemnych

12.05.2024 20:20
Herr Pietrus
25
odpowiedz
4 odpowiedzi
Herr Pietrus
225
Ficyt

Nawet jeśli przyjmiemy, że Maj coś umie i coś wie (W której setce uczelni w światowym rankingu jest AGH? Czy przebiła już UJ, najwyżej jak dotąd sklasyfikowany spośród polskich uniwersytetów? :)), to problem polega na tym, że nie jest przypadkiem, na podstawie którego można by wyciągać wnioski mające przełożenie na ogół społeczeństwa. Ja wiem, że Einstein nie radził sobie z podstawowymi działaniami matematycznymi, ale umówmy się, większość ludzi mających problemy z zaliczeniem podstawowej matury, to nie są przyszli geniusze i pracownicy MIT, ani nawet AGH. Problem z rewolucyjną, buntowniczą postawą Maja jest po pierwsze taki, że jego sytuacji nie da się przełożyć na sytuację typowego Mietka, który nie zdał matury. Zresztą nie sądzę, że nie zdał, bo nie był w stanie, ale właśnie dlatego, że „buntował się przeciwko systemowi” i maturę zwyczajnie olał. W przypadku geniuszy z wąską specjalizacją (nie, żeby Maj jawił mi się jako taki) rozumiem ten mechanizm, ale jestem przekonany, że dostosowanie systemu edukacji powszechnej do takich jednostek też go nie uzdrowi, na pewno efekty nauczania nie będą drastycznie odmienne, jedynie odczucia uczniów, id których będzie się nieco inaczej i nieco mniej wymagać, mogą takie być.

Ale tu trzeba by znowu zacząć dyskusję o tym, jakie powinny być podstawy programowe, czy system powszechnej edukacji może istnieć bez jakichkolwiek ogólnych, ustandaryzowanych wymagań, czy umiejętność zapamiętywania i wiedza pamięciowa nie jest już dzisiaj ludziom absolutnie do niczego potrzebna, czy można, na etapie szkoły podstawowej, a nawet liceum, zdobywać wiedzę tylko z tych dziedzin, które uczeń uzna za ciekawe (a jeśli można – wszak to też decyzja po stronie ucznia, niosąca pewne konsekwencje, ale nie każdy musi mieć średnią 5.0 i czerwony pasek – to czy jest to jednoznaczne z porzuceniem edukacji ogólnej w obecnym kształcie, przynajmniej w liceach?)? Trzeba by też powiedzieć o fatalnej metodyce, o absolutnym braku osadzenia wykładanej wiedzy w kontekście otaczającej rzeczywistości – nawet jeśli odniesienie do rzeczywistości istnieje i „bezużyteczna” szkolna wiedza mogłaby jednak uczniom tłumaczyć świat, w którym żyją – i tak dalej…

Poza tym Maj manipuluje. Oczywiście, na prezentacjach maturalnych w tamtym okresie należało wiedzieć, o czym się mówi, nie można ich było odczytać z kartki, nie można też było posiadać przy sobie egzemplarzy przywoływanych utworów. Ale można (a chyba nawet trzeba było) przygotować sobie plan prezentacji oraz cytaty i inne materiały do zaprezentowania. Jest więc ściemą, że musiał znać Dziady czy innego Kordiana na pamięć.

Łatwo też – przyznaję – złapać się na inne jego chwyty erystyczne, co przecież nie oznacza, że automatycznie ma rację we wszystkim. Jest np. oburzony niepoprawnymi przypisami bibliograficznymi… Stosując tok jego argumentacji można tu odbić piłeczkę na kilka sposobów. Po pierwsze – 99% ludzi nie skończy na bibliotekoznawstwie, filologii, ani ogólnie jako pracownicy naukowi polskich uczelni, więc znajomość polskiego wzoru przypisów bibliograficznych nie jest im do niczego potrzebna. Po drugie – jeśli już wylądują, zostanie im on wytłumaczony w pięć minut, albo przeanalizują go sami, widząc go wcześniej w podręcznikach. Po trzecie – na świecie, o ile się nie mylę, zwłaszcza w publikacjach anglojęzycznych, czyli dominujących w nauce światowej – ten wzór jest inny… No to skupiamy się na rzeczach nieistotnych, na bezużytecznych bzdetach, czy jednak nie? :)

A ironizując dalej – w ogóle symptomatyczne jest to, że największy problem w środowisku nauczycielskim wywołuje matura z j. polskiego :D Jeśli już ktoś narzeka na poziom matur z przedmiotów ścisłych, to głównie chyba wykładowcy akademiccy na wydziałach nauk przyrodniczych, którzy od lat twierdzą, że matura jesz zbyt łatwa, a program nauczania w szkole drastycznie okrojony względem tego sprzed trzydziestu lat. Tak, problemem są tu raczej zbyt niskie wymagania i idący za nim mizerny poziom wiedzy absolwentów liceów, oraz fakt, że maturę zdaje za dużo osób, które na studia trafić nie powinny. Innymi słowy – uczniów należałoby docisnąć, a nie majaczyć coś o tym, że są przemęczeni, przeciążeni, a podstawa programowa przeładowana. :D

Czy natomiast j. polski powinien być, przynajmniej w swoim podstawowym zakresie, historią literatury? Czy egzamin maturalny powinien być egzaminem z literaturoznawstwa? Zapewne nie. Jeszcze niedawno pojawiały się chyba w przestrzeni publicznej stwierdzenia, że mamy oto epidemię wtórnego analfabetyzmu - ludzie nie potrafią sporządzać prostych pism, wypełniać formularzy, nie rozumieją czytanego tekstu. Nie wiem, czy dotyczy to tylko pokolenia 40+, ale jeśli jednak dotyka kolejnych roczników opuszczających mury szkół, to przecież Maj wyśmiewa element, na czym tak naprawdę należałoby się skupić, czyli „czytanie ze zrozumieniem”. Co więcej – wydaje się, że jednym z nieodzownych elementów uczenia jak pisać i czytać, jest na pewnym etapie kształcenia zmuszanie uczniów do tworzenia – o zgrozo! – notatek syntetyzujących :D Zmuszają one do zebrania najważniejszych informacji z tekstu i przedstawienia je w zwięzły, zrozumiały sposób, bez przekłamań, ale własnymi słowami, bez opierania się na cytatach. Oczywiście, tworzenie pracy naukowej polega trochę na czymś innym, bo po pierwsze praca musi zawierać zazwyczaj chociażby minimalną treść autorską, a po drugie zbiera się i prezentuje informacje z minimum kilkunastu źródeł – niemiej jeśli stwierdzamy, że test maturalny jest za trudny (niektórzy jednak twierdzą, że jest głupi, ale przynajmniej łatwy) dla uczniów, to nie wiem, jakie łatwiejsze zadanie można zaoferować na lekcji, by nie przemęczyć młodych umysłów nie zainteresowanych tematem, niż napisanie streszczenia. :P No i czy nie zaprocentuje to później w obliczu konieczności tworzenia różnych bzdurnych korpo-raportów? :D

O ramotkach już było – tutaj faktycznie należałoby się zgodzić, że jest ich (chyba) za dużo. Omawianie we fragmentach, pokazywanie jako kontekst, może w ogóle skupienie się w klasach o profilach innych niż humanistyczne na literaturze współczesnej? Oczywiście, to ma sens. (Zresztą o ile mnie pamięć nie myli, wyglądał tak i j .polski w gimnazjum, i w popeerelowskiej podstawówce lat dziewięćdziesiątych…). Czy jednak można pominąć historyczne, w tym polskie utwory, zupełnie? Czy niezależnie od tego, jak bardzo są nudne i niezrozumiałe, nie stanowią pewnego świadectwa o kulturze kraju, w którym żyjemy? Mam wrażenie, że tutaj rewolucjoniści znowu się podkładają, bo mając dobre intencje atakują nie to, co trzeba albo nie tak, jak trzeba :)

No i najważniejsze jest to, co już doskonale opisał elathir – czy chcesz, czy nie ty, Maj i inni nauczyciele, matura to instytucja., na której opiera się cały system kształcenia w Polsce. Jeśli chcemy ją zlikwidować - nie tylko teoretycznie, tzn. przenosząc ją w mury uczelni i urozmaicając, ale przede wszystkim praktycznie – to może się to dokonać tylko w ramach wielkiej reformy, obejmującej nie tylko szkolnictwo ponadpodstawowe, ale przede wszystkim wyższe. Wymaga to likwidacji dziesiątek niepotrzebnych kierunków „studiów”, wymaga to znalezienia miejsca dla setek tysięcy młodych ludzi, dla których matura i studia nie będą już celem edukacyjnym, wymaga ogromnych pieniędzy (no bo wybacz, ale do dobrej szkoły branżowej/zawodowej/technicznej nikt nie przyjdzie uczyć za grosze, jakimi teraz zadowalają się poloniści, a może nawet doktorzy AGH), wymaga całkowitego przestawienia świadomości społecznej – przede wszystkim być może właśnie nauczycieli i wykładowców akademickich oraz rektorów uczelni. W innym wypadku tylko zamieszamy herbatę nie dosypując cukru, przeniesiemy odpowiedzialność z Centralnej Komisji Egzekucyjnej na Uczelniane Komisje Egzekucyjne i wszystko zostanie po staremu, bo przecież problemem jest masowość studiów i ogólnie masowość liceów, która obniża poziom.

Ale nie można zapominać o tym, o czym sam zapominam, zastanawiając się nad filmem Maja – tak naprawdę to ból d…y o maturę mają przede wszystkim poloniści, oni toczą niekończące się filozoficzne dysputy czego uczyć, czego nie, czy istnieje obiektywna, słuszna interpretacja danego utworu, czy nie (Nie znam się na funkcjach tekstów, starych i nowych teoriach, ale jeśli zakładamy, że większość autorów dzieł literackich jest rozumna, pisze z określoną intencją, pod wpływem określonych przeżyć i nastrojów, i robi to w celu skomunikowania się, pośrednio lub bezpośrednio, z odbiorcą i przekazania mu pewnego komunikatu za pomocą języka o znanych i powszechnie przyjętych przez ogół jego użytkowników reguł interpretacyjnych – to chyba jednak trudno powiedzieć, że każde jedno dzieło można zinterpretować dowolnie i że o żadnym nie można niczego obiektywnie stwierdzić?) :D A przecież grubo ponad połowie 50% uczniów polski potrzebny jest tylko do zaliczenia matury, nie jest potrzebny przyszłym farmaceutom, lekarzom, inżynierom i architektom, biologom, chemikom itp. Pytanie tylko, czy naprawdę chcemy z nauczania j. polskiego zupełnie wyrzucić ”historię literatury”. Jeśli tak, no to OK, ostatecznie mogę się zgodzić – walczcie, apelujcie, nawet jeśli czasem robicie to jak małp… jak Maj (przy którym pamiętny występ Mastalerka to albo pikuś, albo nie wpadka, a jedynie zaprezentowanie tego, jak wypowiadają się publicznie ludzie ze stopniami zawodowymi doktora :)) Jeśli nie – to możeby tak, zanim dokona się rewolucja w polskiej edukacji, zrezygnować z obowiązkowych przedmiotów – nie ważne j. polski, majca, j. obcy. Jestem przekonany, że 90% pasjonatów zda wtedy nawet ten ułomny egzamin śpiewająco, reszta będzie miała spokój, a zbuntowanym geniuszom i tak zostaną rozwiązania outside the box. :)

Swoją drogą kompletnie mi to umknęło – ale Maj ciągle bredzi o pisaniu pod klucz, tymczasem pamiętam, jak wielokrotnie odkłamywałeś mity i tłumaczyłeś w przepastnych postach forumowym konserwom, że już dawno nie pisze się pod klucz… O, i taka to dyskusja z polonistami :D

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-12 20:24:48
12.05.2024 20:52
25.1
1
Ryokosha
79
Legend

Jedna uwaga Einstein nie miał problemów z matmą w szkole. Ani w ogóle w szkole. To mit, którym różnej maści lenie się podpierają.

12.05.2024 21:48
Herr Pietrus
👍
25.2
1
Herr Pietrus
225
Ficyt

Ano racja, chyba gdzieś o tym czytałem ale oczywiście urban legend mocno wdrukowane.

13.05.2024 10:44
Iselor
25.3
Iselor
27
Generał

Jeszcze kilka uwag:
- w latach 90tych mieliśmy wysyp uczelni prywatnych, obecnie ostały się tylko te największe i siłą rzeczy: najlepsze (są wyjątki jak Colegium Humanum). Z czego to wynika? To proste. Z roku na rok (od lat) studentów jest coraz mniej. Raz, że jest niż demograficzny, dwa że wielu ludzi kończy edukację na szkole średniej lub idzie do policealnych zamiast na studia a trzy.....Wzrasta świadomość wśród młodych i wybierają szkoły branżowe by mieć fach.
- matura powinna być trudniejsza to raz, a dwa, że powinna być SPERSONALIZOWANA (czyli wywalamy obowiązkowy tak polski jak i matmę, niech uczeń wybiera, ale niech zda na 51%).
- nie umieją pisać pism (lit motywacyjny? CV?) bo raz że nikt ich tego nie uczy w szkole a dwa że są zadżumieni kulturą obrazkową.
- dla mnie literatura jest bardzo ważna, jest najważniejszym elementem kształtowania tożsamości narodowej jak i kulturowej (w sensie: europejskiej) i patrzę dziwnie na kogoś kto studiuje a nie czytał lektur w szkole średniej, no ale ja jestem pewnie "spaczony" pod tym względem xd

17.05.2024 23:13
Zdzichsiu
25.4
Zdzichsiu
135
Ziemniak

Herr Pietrus
Odnośnie notatki syntetyzującej. Została ona wprowadzona na maturę dopiero w 2023 roku*, przedtem taka forma pisemna nie istniała. To sztuczny twór nastawiony właśnie na pisanie pod klucz. Ani to notatka, ani streszczenie. Ba, notatki pisze się DLA SIEBIE. Ocenianie przez innych, co jest dla mnie istotne i w jakiej formie chcę to przedstawić, to czysty debilizm. A poziom zadań z czytania za zrozumieniem kwituje fakt, że wśród nieoficjalnych wyników matury dla portalów dziennikarskich, każdy ekspert wskazał inne odpowiedzi.

* https://cke.gov.pl/images/_EGZAMIN_MATURALNY_OD_2023/materialy_dodatkowe/ Materia%C5%82y dodatkowe_Notatka syntetyzuj%C4%85ca.pdf

Iselor
Tak, tak. Młodzi są zadżumieni kulturą obrazkową i nie potrafią napisać CV. Nie to co starsze pokolenie. Ci boomerzy, którzy nie zmieniali pracy przez całe życie lub zrobili to raz i milenialsi, którzy muszą chodzić na kursy pisania CV, żeby dostać się do byle korpo. Jeszcze do niedawna większość osób szła z PIT-em do księgowego. A gdy ktoś wiedział, jak uzupełnić PIT, to robił to całej rodzinie i sąsiadowi. Dziś młodzi składają go sami, więc to bujdy na zasadzie "trzynastolatek nie potrafi wysłać listu". No super, ja nie wiem jak wysyłało się telegram. Może dlatego, że telegramy są tak przestarzałe dla mnie, jak dla młodych stają się listy.

post wyedytowany przez Zdzichsiu 2024-05-17 23:20:12
12.05.2024 22:36
Viti
26
1
odpowiedz
3 odpowiedzi
Viti
267
Dziadek Pterodaktyl

Jako biol-chem mieliśmy lekko wywalone na lektury. Polonistka nas nie lubiła, z wzajemnością. Z epok najbardziej lubiłem romantyzm (jego mroczną stronę). Może dlatego, że najbliżej tam było do horroru. W klasie maturalnej przeczytałem w całości tylko "Dżumę". Bardzo dobra książka, polecam.

Zawsze też mnie nurtowało, dlaczego na Polskim edukację kończyło się na II WŚ. Tak jakby w ogóle nie istniała literatura współczesna.

13.05.2024 08:54
Iselor
26.1
Iselor
27
Generał

Zawsze też mnie nurtowało, dlaczego na Polskim edukację kończyło się na II WŚ. Tak jakby w ogóle nie istniała literatura współczesna.

Na to potrzeba czasu. Może w klasach typowo o profilu humanistycznym da się omówić coś ze współczesnej, ale w innych? Sam byłem w klasie biologiczno - geograficznej, także....

13.05.2024 12:32
Hayabusa
26.2
Hayabusa
232
Tchale

Też nie.

Human, ale jechaliśmy bardzo dziwnym trybem, w efekcie czego omówiliśmy wojnę i okres powojenny, ale niekoniecznie lektury z tego okresu.

Chodzi mi o to, że np. w II klasie w ramach omawiania Mistrza i Małgorzaty ( najlepsza lektura ever ) mieliśmy Borowskiego, mieliśmy wycinki czy to z Tuwima, czy Słonimskiego, dyskusje nt wojny i krótko o Dżumie Camusa a w III klasie trochę o literaturze powojennej.
AFAIK normalny tryb wyglądał ciut inaczej.

post wyedytowany przez Hayabusa 2024-05-13 12:34:48
13.05.2024 21:10
Viti
26.3
1
Viti
267
Dziadek Pterodaktyl

Na to potrzeba czasu. Może w klasach typowo o profilu humanistycznym da się omówić coś ze współczesnej, ale w innych?

A może by tak przesunąć środek ciężkości na czasy współczesne a obciąć po 10% z wcześniejszych epok. I nagle by się okazało, że jest czas.

17.05.2024 20:47
Bukary
👍
27
odpowiedz
9 odpowiedzi
Bukary
223
Legend
Wideo

Bardzo ciekawa rozmowa na temat problemów nie tylko szkół, ale i uczelni. Tym razem Maj bez pajacowania i z RiGCzem.

https://youtu.be/SYSQgtHDJzo?si=k3UMNSnpaaauGPqL

Polecam.

17.05.2024 22:52
Herr Pietrus
27.1
Herr Pietrus
225
Ficyt

No tutaj to faktycznie przepytujący wypada żenująco, Maj nawet daje radę.

Tylko zauważ, że znowu w którymś momencie można dojść do wniosku, że problem mamy z przedmiotami humanistycznymi. No bo umówmy się - to, czy ktoś nadaje się na studia ścisłe można spokojnie sprawdzić ustandaryzowanym testem. Ten, kto się nadaje, kto "ogarnia temat", po prostu rozwiąże zadanie, poda odpowiedź, wykaże się wiedzą i konkretnymi umiejętnościami. Nie musisz z nim rozmawiać, nie potrzebuje swobodnej wypowiedzi jak pisowiec na posiedzeniu komisji śledczej.

OK, może być to oczywiście argument za egzaminami wstępnymi ;) - nie będą trudne w organizacji, chaotyczne ani kosztowne, bo uczelnie test na kierunki ścisłe, z dzisiejszej perspektywy jakby najważniejsze, mogą sobie nawet ustandaryzować w skali kraju - co nie zamknie furtki tym zdolniejszym, mieszkającym daleko. A humaniści - artyści zrobią sobie może jakieś bardziej indywidualne "przesłuchania".

Z drugiej strony - może to być argument za pozostawieniem matury i po prostu rozszerzeniem kierunków z dodatkowymi egzaminami - na wzór tego, jak obecnie rekrutuje się na wydziały artystyczne czy architekturę (chyba, bo teraz rysunek to byłby przecież anachronizm w dobie CAD i wizualizacji 3D - chyba, że jako test umiejętności w tego typu aplikacjach, no ale tu z kolei jest problem kosztu i mnogości takowych)

No bo po co komuś "egzamin zstępny" do pracy, skoro oceny z niego nie liczą się w pracy tak samo, jak nie liczą sie z oceny na świadectwie, a przecież świadectwo z ostatniej klasy może być dowodem ukończeni obowiązkowej edukacji.

Generalnie znowu dochodzimy do tego, co w wiadomym wątku wyłożył tak dobrze elathir, a ja mu przyklaskuję. Matura to jest wisienka na torcie, skutek, a nie przyczyna.

U Maja widzę też sporo utopijnego myślenia "ludologa" :D Gry jako kanon, część tortu warta omówienia? Np. rasistowska, dyskryminująca Azjatów gra o żółtym samuraju? OK, w jakimś sensie to szalenie ważny temat z punktu widzenia kulturoznawczego i socjologicznego :), niemniej tak na oko 70% gier nie jest szczególnie wartościowa jeśli spojrzymy na poziom narracji/prezentacji itp. I nie jest to nawet zarzut wobec nich, bo często po prostu stawiają one przede wszystkim na gameplay, cała reszta elementów to tylko fajna otoczka, pretekst dla gracza - większość to sztuka użytkowa, rozrywkowa. Choć oczywiście jest wspaniale, gdy twórcy chcą nam pokazać coś więcej, chcą bawić ambitnie i dostajemy "Siedem" zamiast "Gliniarzy" Nie twierdzę, że gry nie powinny pojawić się na zajęciach w szkole, podobnie jak filmy czy seriale, bo to daje szansę na ukształtowanie bardziej świadomego odbiorcy, ale przecież argument o tym, że wszechobecny Netflix czy gry za gorsze są trudniej dostępne niż książki w bibliotece jest wręcz zawstydzająco boomerski i głupi :) Wszystkie te rzeczy są modne i korzysta z nich każdy, a biblioteka to jest jakiś relikt PRL-u...

Ale do czego ja właściwie zmierzam - Nie wiem, czy Maj to jakiś wielki ekspert od edukacji. Jeśli zaczniemy się zastanawiać, jak nas formuje szkoła, to szybko dojdziemy do wniosku, że program nauczania czy kształt egzaminów są jedynie kawałkiem wielkiego tortu. Nasz sukces albo porażka życiowa, zawodowa, zależą od setki zmiennych - na jakich trafiliśmy nauczycieli, na jakie środowisko rówieśnicze, z jakiego wyrośliśmy domu, jakie mieliśmy ewentualne problemy zdrowotne, w tym psychiczne, jakie mocne strony, jakie ograniczenia... Matura może być symbolem źle poukładanej szkoły, czy nawet źle poukładanego świata, ale cholera - z perspektywy nastu lat życia to fakt, czy zadania były na niej pisane bardziej czy mniej "pod klucz", czy będą bardziej czy mniej otwarte - niczego nie zmienia.

Dlatego trochę naiwne jest stawianie sobie za cel samej reformy matury albo umieszczanie postulatu reformy matury na sztandarach. Jeśli chcemy bardziej sprawiedliwego startu w życie dla kolejnych pokoleń, to - o czym pisał elathir - trzeba dosłownie przeorać obecny system. Co wcale nie gwarantuje, ze także w tym nowym nie znajdą się pokrzywdzeni :) Na uczelniach też jest masa anachronizmów, absurdów i niesprawiedliwości.

Tegoroczna rozszerzona matura z chemii, jak głoszą baitowe nagłówki na portalach, zmasakrowała abiturientów. To dobrze, czy źle? Chyba dobrze, bo uczelnie potrzebują najlepszych. Chciałbyś, żeby tępy chemik-farmaceuta opracowywał nowe leki dla ciebie? No ale ci ludzie, zrozpaczeni, płaczą teraz, że stracili szansę na wymarzone studia. Cos trzeba zn imi zrobicwcześniej :)

I tak, o tym w sumie Maj mówi już na początku, że powinno być trudniej, że studia powinny być dla elit. I ze niepotrzebne są uniwersytety, tylko szkolnictwo zawodowe.
O, na końcu też o tym mówi.

To nawet fascynujące, że normalnie - już pomijając poglądy, z którymi można się zgadzać lub nie - pajacuje i manipuluje. Lajki, kliki, odsłony? :P

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-17 23:23:52
17.05.2024 23:26
Zdzichsiu
27.2
Zdzichsiu
135
Ziemniak

niemniej tak na oko 70% gier nie jest szczególnie wartościowa
O, to tak jak książki. Maj nie postuluje wprowadzenia gier do kanonu lektur, wręcz jest temu przeciwny. Mu chodzi o wyrobienie w ludziach kompetencji kulturowych w odczytywaniu różnych mediów; książek, filmów, komiksów, czy gier. Książki nie są w niczym bardziej wartościowe od gier. Ot, inna forma przekazu i wcale nie najstarsza, bo taką jest komiks.

17.05.2024 23:36
Herr Pietrus
27.3
Herr Pietrus
225
Ficyt

W takim razie to znowu kwestia średnio trafionego przykładu czy źle położonego akcentu.
Ogólnie to faktycznie, z większością rzeczy w jego wypowiedzi można się tym razem zgodzić.
Zamiast medialnego, klikalnego, a jednocześnie żenującego wręcz pastwienia się nad maturą przechodzi bardziej do sedna - m.in. do fatalnej dydaktyki, o której wspominałem. :)

Bo przecież nie powinniśmy tracić z pola widzenia faktu, że jakkolwiek ułomna nie byłaby matura, trudno kreować ją na test ponad siły przeciętnego licealisty w dobrze pomyślanym SYSTEMIE, nawet jeśli obejmowałaby podobnie pruską podstawę programową.

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-17 23:37:43
17.05.2024 23:58
Viti
😃
27.4
Viti
267
Dziadek Pterodaktyl

Hehehe... proporcje. Pamiętam jak na chemii w liceum rozwiązywało się zadania proporcjami. Najśmieszniejsze, że mogłeś nie znać wielu wzorów i przebić się przez zadanie. Droga do rozwiązania czasami dłuższa ale równie skuteczna.

18.05.2024 00:22
Herr Pietrus
27.5
Herr Pietrus
225
Ficyt

He he.. z perspektywy czasu uważam, że olanie nauczania prawdziwego przekształcania wzorów to była jedna z większych zbrodni w moim procesie edukacji szkolnej :) (jak całe nauczanie fizyki - czysta patologia, tak pod względem podejścia nauczycieli, jak i wartości podręczników szkolnych dla laika).
Z kolei proporcji jakoś przesadnie na chemii nie tłukliśmy. Ale to taka metoda na chłpski rozum jest, w pewnym sensie :)

post wyedytowany przez Herr Pietrus 2024-05-18 00:23:32
18.05.2024 00:36
Flynn
27.6
Flynn
3
Pretorianin

Książki nie są w niczym bardziej wartościowe od gier.
Oczywiście, że są. Logicznym jest, że wyobraźnia bierze udział w rozwoju mózgu. I na odwrót - im bardziej rozwinięty mózg, tym większa wyobraźnia. Czytając książkę, pozwalamy wyobraźni tworzyć za każdym razem unikalny świat. Opowieść staje się bardziej prywatnym, nieraz intymnym doświadczeniem. Rola książek w kształtowaniu psychiki jest nie do przecenienia. Jacek Dukaj w którymś z wywiadów ładnie to wytłumaczył, gdzieś jest na YT. O różnicach między doświadczaniu słowa pisanego a przeżyciami audiowizualnymi.

18.05.2024 08:33
Zdzichsiu
27.7
Zdzichsiu
135
Ziemniak

Flynn
Jeszcze zabrakło, że książki zwiększają zasób słownictwa, skoro jesteśmy przy wyświechtanych frazach. Jeśli przyjąć kryterium braku obrazu, to najbardziej wartościowym medium byłyby w takim przypadku stołowe RPG, gdzie nie tylko musisz wyobrazić sobie odbieraną opowieść, ale jeszcze partycypujesz w jej tworzeniu. I pewnie, książki rozwijają wyobraźnię, ale żeby zaraz ta cecha stawiała je na piedestale? Filmy i gry również rozwijają wyobraźnię, nie bez przyczyny część pisarzy ma wypracowaną wyobraźnię kinową i piszą książki poprzez opisanie kadru widzianego w głowie.

A gry przyczyniają się np. do wypracowania lepszego czasu reakcji lub poprawy zdolności zapamiętywania, dzięki czemu grające dzieci łatwiej się uczą, a dorośli zmniejszają swoje ryzyko na zachorowanie na Alzheimera. Nie wspominając o tym, że są multisensoryczne i w grach też można czytać.

Ciekawostka, istnieje przypadłość zwana afantazją (aphantasia) i osoby nią dotknięte nie są w stanie wytwarzać obrazów mentalnych w swojej głowie. Nie przeszkadza to im nawet w pisaniu książek. Więc nie, wyobraźnia to nie kluczowe kryterium wartościowania mediów. Powtórzę, książki nie są w niczym bardziej wartościowsze od gier.

post wyedytowany przez Zdzichsiu 2024-05-18 08:35:30
18.05.2024 09:29
Flynn
27.8
Flynn
3
Pretorianin

A ja powtórzę po raz kolejny, że książki są bardziej wartościowe. Podczas czytania wykorzystujesz swoją wyobraźnię i wcześniejszą wiedzę, aby wyciągnąć nowe wnioski i konsekwentnie uczyć się poprzez doświadczenie. Czytanie pomaga również rozwinąć koncentrację, czas skupienia uwagi i zaangażowanie umysłowe. Gry wideo dostarczają ci stale zmieniających się obrazów. Książki poszerzają słownictwo i poprawiają artykulację, co z kolei poprawia umiejętności interpersonalne. O wiele bardziej zwiększają prawdopodobieństwo poznania nowych słów lub wyrażeń i mogą aktywnie nauczyć cię lepszej gramatyki i interpunkcji. Im lepiej potrafisz wyrazić swoje uczucia, tym lepsze jest twoje zdrowie psychiczne.

18.05.2024 12:54
Bukary
27.9
Bukary
223
Legend

Tylko zauważ, że znowu w którymś momencie można dojść do wniosku, że problem mamy z przedmiotami humanistycznymi. No bo umówmy się - to, czy ktoś nadaje się na studia ścisłe można spokojnie sprawdzić ustandaryzowanym testem.

Trochę tak, trochę nie. :)

Zwróć uwagę, że przede wszystkim mowa tutaj o fatalnym kształcie obecnej matury. Także z przedmiotów ścisłych. Stąd uwagi Maja o dyskusjach na AGH związanych z wprowadzeniem rocznika "0", który uczyłby się podstaw np. matematyki. Ergo: matura z matematyki też gówno sprawdza/daje (w kontekście rekrutacji na kierunki ścisłe), a uczelnie postulują konieczność ponownej weryfikacji kandydatów. Ale z drugiej strony - tak. Bo matura z polskiego jest chyba najgorsza pod wieloma względami.

Warto sobie zadać pytanie o to, co (i po co) sprawdzamy na maturze. W tym momencie sprawdzamy przede wszystkim wiedzę z historii literatury. Czyli coś, co jest dla 90 (albo więcej) procent absolwentów (poza przyszłymi studentami polonistyki i jakichś kierunków kulturoznawczych) raczej kompletnie nieprzydatne. Po co zatem tego rodzaju (szkodliwa i kosztowna) zabawa?

Prosty przykład... W tym tygodniu omawiam w jednej klasie "Skąpca". No to wchodzę do szkoły i sobie myślę: "Trzeba zrobić wykład na temat klasycyzmu francuskiego, przedstawić biografię Moliera, a potem przejść do jakiejś charakterystyki Harpagona". Nudy. Ale nudy przydatne na egzaminie maturalnym. "Pierdolę. Zrobię coś, co się uczniom przyda".

Kazałem każdemu wejść w rolę Moliera, który szuka pracy w teatrze. Podałem wymagania od pracodawcy na konkretne stanowisko (dramaturg). Musieli samodzielnie wyszukać informacji o życiu i twórczości komediopisarza (tak, m.in. za pomocą komórek), po czym wypełnić formularz aplikacyjny, w którym był też dział "autoprezentacyjny" (coś w stylu: "Czemu nadaję się na to stanowisko?"). Następnie przeprowadziłem procedurę rekrutacyjną. Uczniowie podzielili się na grupy (trupy teatralne), które wyłoniły swoich kandydatów do rozmowy kwalifikacyjnej (po uprzednim głosowaniu, które poprzedzone było dyskusją w obrębie grupy). Z każdym z kandydatów przeprowadziłem rozmowę, zadając pytania również o problematykę różnych dramatów (sami musieli coś wykombinować na podstawie tytułów, które znaleźli). W czasie tej rozmowy pytałem też m.in. o to, czy krytyka wad Francuzów z XVII w. może się jakoś przydać dziś polskim widzom/czytelnikom (żeby zaczęli coś gadać o wadach czy problemach współczesnych Polaków). Po rozmowie kwalifikacyjnej dobrali się ponownie w trupy teatralne, których zadaniem jest ułożyć komediową scenkę na temat problemu poruszanego w rozmowie rekrutacyjnej. Piszą np. o ekologii (bo na Podhalu problem śmieci w potoku jest dosyć widoczny), współczesnym snobizmie ("wykwintnisie") i "byciu żoną" ("Szkoła żon"). Każdy ma zagrać jakąś rolę w tej scence. W przyszłym tygodniu prezentacja efektów pracy.

I teraz tak: "stracę" na to jakieś 3-4 godziny lekcyjne. Czy to się przyda uczniom na egzaminie maturalnym z języka polskiego (w obecnej formule)? Średnio albo wcale. Czy to się przyda uczniom w życiu? Czy poprawi ich umiejętności komunikacyjne? Czy pomoże w publicznym zabieraniu głosu i wyrażaniu własnej opinii? Czy pomoże w wykształceniu umiejętności wyszukiwania informacji i argumentowania? Czy pomoże w odpowiednim prowadzeniu rozmowy w czasie rekrutacji do pracy (i w dostosowaniu się do wymagań pracodawcy)? IMHO - tak (choć nie jestem człowiekiem naiwnym: kilka godzin zajęć tego rodzaju nie wystarczy, żeby zaszły długotrwałe i pozytywne zmiany).

Gdybym jednak uczył wyłącznie "pod egzamin" (a tego domagają się też rodzice), na pewno bym nie powiedział: "Pierdolę", tylko wziąłbym się od razu za charakteryzowanie Harpagona. (Oczywiście, tym się również, niestety, zajmę później). A większość szkół uczy właśnie "pod egzamin" (bo nie ma czasu na inne "fanaberie"). "Pod egzamin" uczy się zresztą na korepetycjach. I rodzice wydają miesięcznie co najmniej jakieś 500-600 zł na korki z polskiego, których celem jest wyłącznie to, żeby uczeń zdał, a nie żeby się czegoś sensownego nauczył. A kolejnym absurdem polskiego systemu edukacji jest to, że jeszcze się nie zapadł po własnym ciężarem m.in. dlatego, iż dla znacznej części nauczycieli istotnym źródłem dochodu są właśnie korepetycje.

Gdybym dostał wolną rękę w doborze lektur do problemów i gdyby nie wisiał nade mną bat w postaci rzekomo obiektywnego egzaminu zewnętrznego, to gwarantuję, że po kilku latach wypuszczałbym w świat ludzi, którzy potrafią w miarę dobrze pisać, czytać i wypowiadać się publicznie, a do tego wyszukują i weryfikują informacje (myślą). To jest teraz niemożliwe. I w imię czego? Tego, żeby wiedzieli coś o "winkelriedyzmie" w "Kordianie"? (Choć i tak nie wiedzą). Serio? Chcemy mieć świadomych i światłych obywateli (wyborców), a potem też polityków? To trzeba zacząć reformować szkoły. I dlatego też dyskusje o tym, jaka ramotka ma wylecieć z listy lektur, a jaka ma zostać, są bezsensowne. Bo to nie ma większego znaczenia. (Chyba że wyleci jakieś 50% tekstów i będzie czas na robienie innych, ważniejszych rzeczy na zajęciach).

Smutne jest również to, że moi uczniowie stracą co najmniej trzy tygodnie zajęć ze względu na matury. Mają wolne w czasie trzech dni matur, a później też w praktyce mają wolne, ponieważ pytam przez dwa tygodnie uczniów na maturze ustnej (również w czasie planowych zajęć). Przecież to jest chore. Zwłaszcza że w tym momencie egzamin ustny nie ma absolutnie żadnego znaczenia i sensu (zarówno gdy idzie o sprawdzenie umiejętności uczniów, jak i o rekrutację na studia).

Zgadzam się z tym, że całkowite usunięcie matury wymaga reformy całego systemu. Ale już teraz można maturę w jakiś sensowny sposób przeformułować, a tym samym - poprawić jakość kształcenia w Polsce.

To gówno jest do ZAORANIA. Bo szkodzi wszystkim (nie tylko uczniom).

post wyedytowany przez Bukary 2024-05-18 13:09:56
Forum: Lista lektur